poniedziałek, 22 października 2012

Przenoszę bloga.

Przygody Prim będą na innym blogu, którego nazwę napiszę w późniejszym czasie jak grafika powstanie. :)

~ Yui Hyun ~

niedziela, 21 października 2012

Nie martwcie się - to tylko kilka wiadomości.

Myślę, że wam się spodoba nowy pomysł, bądź nie... Ale mam taką nadzieję, że tak.
Będę pisać nowe opowiadanie. Tytuł to "Eyes windows to the soul".

Oto główna bohaterka :

Primrose (Prim)


Imię i nazwisko : Primrose Rose Scott
Przezwisko : Prim
Data urodzenia : 14 maj 1992 r.
Wzrost : 172 cm
Pochodzenie : USA - Korea Południowa
Rodzina : Dziewczyna urodziła się w Domu Dziecka (nie wie o tym), ale wychowała się w rodzinie zastępczej z mamą i tatą. Jej siostra gdy była pełnoletnia (Prim miała siedem lat) uciekła z domu.
Zainteresowania :


  • gimnastyka artystyczna,
  • gra na flecie poprzecznym,
  • podróżowanie,
  • nauka języków.


Prolog

Primrose :

Musi odnaleźć siostrę, która zaginęła. Lecz gdy już ją odnajdzie okazuje się coś , co bardzo zaskoczy dziewczynę. 

Tommy :

Choć jest przyjacielem, nie mógł się opszeć wyglądowi Primrose - zakochał się w niej. Znają się od dziecka.

............ (gwiazda o której sami zadecydujecie):

Prim go kochała, lecz on to zaprzepaścił, zranił ją - wolał być gwiazdą i nie wybrał miłości. Ale gdy odwzajemnił uczucie było za późno.

Dwoje mężczyzn : zapalony sportowiec i uzdolniona gwiazda. Oraz piękna dziewczyna, której obaj pragną. Lecz w jej sercu jest miejsce dla tylko jednego z nich.
Czy wybaczy Prim wybaczy ........?
A może wybierze Tommy, bo da jej ku temu powody?

----------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że podoba się główna bohaterka, oraz prolog.
Miałam dziś wielkie natchnienie, dlatego powstanie nowe opowiadanie"Eyes windows to the soul".

----------------------------------------------------------

Na blogu powstanie ankieta, w której zdecydujecie, kto będzie głównym bohaterem opowiadania.

Paaaa!

Yui Hyun ~

sobota, 20 października 2012

Yui Hyun Powraca.

Po wielu namyśleniach, powracam z wieloma pomysłami.
Jakby na nowo narodzona.

Mam kilka wiadomości.

1. Zmieniam narrację na trzecioosobową.
2. Usuwam cztery przemiłe dziewczęta (niestety).
3. Pojawią się nowe postacie.

Dziękuję, że mnie broniliście.
Że wspieraliście.
Myślałam, że wszyscy odejdziecie i wyrzucicie mój blog z pamięci.

Dziękuję za wszystko... :)

środa, 12 września 2012

Przykra wiadomość.

Zawieszam Bloga.


Mam kilka konkretnych powodów.
Wiem, wkurzycie się na mnie, ale uwierzcie... Ja już nie mam siły.
Komentarze z uwielbianego przeze mnie bloga i oskarżanie mnie o kopiowanie czyichś pomysłów.

Czy ja rozdziały kopiuję z tego bloga ?

Jest mi przykro i przepraszam.
Za jakiś tydzień, może dwa powrócę.
Zaskoczę Was.

Ale za moją nieobecność nie obwiniajcie mnie, lecz osobę na tyle chytrą i sprytną, przez którą cierpi moja psychika i twarz zalewa się łzami.

Wspomniałam w wywiadzie, że jestem osobą wrażliwą i łatwo mnie zranić.

Ktoś to wykorzystał.

Przepraszam najmocniej tych, którzy we mnie wierzyli.
Uwierzcie - powrócę.

List do osoby anonimowej podłamującej mnie na psychice :

Czy tego właśnie chciałaś? Tak, odchodzę. Moi wierni, najukochańsi na świecie czytelnicy będą obwiniać osobę, która spowodowała to, że może mnie tu nie być nawet przez miesiąc. Przez Ciebie cierpię. Za dużo komentarzy z twojej strony o wulgarnej treści.
Zakochana w "Stretched Jellies". Hmm? Czy to prawda? Owszem... Ale to nie jest powód, by dyskryminować inne blogerki z blogami mniej sławnymi od ChisanySekai. Zastanów się... Miło by ci było jak ty poświęcasz sześć, siedem, albo osiem godzin nad jednym rozdziałem, a tu znalazła się osoba, która potrafi popsuć ci humor na cały dzień. Zapamiętaj - może i jestem osobą wrażliwą, ale to nie powód, by próbować mnie poniżać.

TO TY ZNIŻASZ SIĘ DO MNIEJSZEGO POZIOMU NIE UKAZUJĄC GODNIE SWOJEJ TWARZY. Nie mszczę się nigdy. Jednak przesadziłaś - dowodem tego jest ta notka.

***

Przepraszam jeszcze raz. Mam nadzieję, że jak odpocznę, to wrócę silniejsza.

~ Wasza Yui Hyun.

wtorek, 11 września 2012

Is Anybody Else There? 13

~ Rozdział 13 ~

*Narracja Hany*
*Narracja MinHo*


Miejsce, w które mnie zaciągną była... kuchnia. Zaczęłam się głośno śmiać. Choi zakładał fartuszek. Był zdezorientowany i cały czerwony. Założył rękawiczki kuchenne, a ja tam już padałam. Robił wszystko bezradnie i nieumiejętnie. To było ... słodkie. Włączyłam radio stojące na stole i zaczęłam skakać po całej kuchni. Patrzył na mnie zdziwiony. Stanęłam i popatrzyłam na niego. Złapałam lazanię w ręce i wyrzuciłam ją do kosza. Uśmiechnęłam się do niego słodko. Popatrzył na mnie zdumiony i złapał mnie za rękę po czym przyciągną mnie do siebie. Staliśmy ze sobą przytuleni i patrzyliśmy sobie w oczy. Zaczął się do mnie przybliżać. Odwróciłam głowę i szepnęłam "może zaczniemy coś gotować?". Zarumienił się, ale mnie nie puścił. A ja dalej byłam odwrócona. Zaśmiał się po czym krzyknął "masz coś na włosach!". Zdumiona odwróciłam się, a on mnie pocałował w usta. Nie zdążyłam zorientować się kiedy to zrobił. Zamknęłam oczy. Było mi przy nim tak dobrze. Całował lekko, jakby bał się, że uszkodzi mnie, ale i mocno, bym poczuła jego,  bym poczuła, jak się powoli od niego uzależniam. Udało mu się to. Wreszcie oderwał się ode mnie, a ja tylko się w niego wtuliłam. Wreszcie go puściłam, a on zapytał "co będziemy gotować?". Wtedy zgasłam. Nie wiedziałam co... Przecież aż tak bardzo nie znałam się na kuchni koreańskiej. Ha! Mam. Każdy chyba zna kuchnię francuską i włoską... Może danie z którejś z nich. Risotto z kurczakiem to dobry pomysł. Szybki i łatwy do zrobienia. Kazałam MinHo iść do ogrodu, poczekać te trzydzieści minut, aż ugotuję.
No i po tym czasie wreszcie go zawołałam. Wszedł do kuchni. Przywitał go widok stojącej mnie w progu kuchni i przedpokoju. Szedł za mną. Usiadłam przy stole, a na przeciwko mnie on. To było cudowne. Mało co ruszyłam z kolacji. A on? Jadł to ostrożnie, ale szybko. Rozkoszował się na głos. To było dość niezrozumiałe dla mnie, ale cieszyłam się, że mu smakowało. Gdy skończył jeść wzięłam dwa talerze do kuchni i zaczęłam myć je w zlewie. Nagle poczułam dwie ręce spoczywające na moich biodrach. Nie sprzeciwiałam się. Domyłam talerze, ale on dalej za mną stał. Odwróciłam się wreszcie jak odstawiłam naczynia, a on na mnie popatrzył jakby się ze mną droczył. Zaśmiałam się i znów dostałam niespodziewanego całusa, tym razem w czoło.
Uśmiechnęłam się i poszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. "Taa... Przyjacielska "randka"..." - mruknęłam pod nosem.

- Zadam Ci podstawowe pytanie... - śmiał się.
- No słucham panie "jest pusty dom i będziemy mieć randkę"... - uśmiechnęłam się szeroko.
Objął mnie i zapytał patrząc mi prosto w oczy "Czy chcesz być moją dziewczyną?"

To chyba były najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam w życiu...
Nie chciałam mu odpowiadać. Po prostu na znak "tak" pocałowałam go.
Uśmiechnął się jakbym mu sprawiła największą na świecie przyjemność.

Cieszyłam się, że jesteśmy razem. Była już 21:45. Mam być w domu za godzinę i piętnaście minut, jednak wolałam iść teraz, na nogach, nie autobusem.

"Odprowadzę Cię" - szepną mi do ucha zadowolony Choi.

Kiwnęłam głową i zaczęłam ubierać buty i wyruszyliśmy. Mrok już zachodził. Ale ta noc nie należała do chłodnych. Robiło się coraz cieplej. Szliśmy za rękę. Wokół nas roiły się pustki. Gdzieniegdzie roiło się od ludzi idących samotnie ulicą. MinHo szedł w swej ciepłej bluzie, którą nie raz chciał mi wcisnąć pod pretekstem "to wieczór i nie jest tak ciepło jak ci się wydaje". Nie wydaje mi się... Ja to czuję.
Ale nagle zaczęło padać. Właściwie to niebo obsypywało nas strugami wody nieposiadającymi przerw. Nad nami niebo już zalane chmurami i jedną, błyszczącą gwiazdką. Choi przytulił mnie i szepną "Widzisz tamtą gwiazdkę? - wskazał w kierunku małej kropeczki - Ta gwiazdka jest taka jak ty... Wyjątkowa, piękna i inne dziewczyny się nie liczą... Jesteś tyko ty..." Po tych słowach jedna łza szczęścia spłynęła po moim rumianym policzku, szybko ją otarł. Potem rozmowa sama się toczyła. Nawet nie zauważyliśmy kiedy stanęliśmy przed progiem mojego domu. Byłam pół godziny przed czasem. Choi jeszcze raz pocałował mnie namiętnie, przytulił i jak już miałam odchodzić nie chciał mnie puścić. Jednak udało mi się "uciec" z jego silnych ramion. Oddałam mu bluzę i pobiegłam do domu rozkazując mu zaczekać jeszcze chwilę. Wyszłam i ujrzałam Choi stojącego przed drzwiami. Dałam mu parasolkę, by zbytnio nie przemókł i się nie przeziębił. Pocałował mnie w czoło i odszedł. Stałam w progu i patrzyłam jak znika za budynkami...

Szedłem z czarną parasolką. Była dość obszerna. Wdeptywałem po drodze w kałuże, których ominąć się nie dało. Moczyły mi nogawki od spodni i buty. Zadzwonił do mnie telefon. Wziąłem go do ręki i przesunąłem ruchem kciuka zieloną słuchawkę w prawo na moim dotykowym wyświetlaczu "Lee dzwoni" - taki napis widniał na moim telefonie.

- Hyung, gdzie jesteś? Miałeś czekać tutaj z Haną.
- Musiała iść wcześniej do domu i odprowadziłem ją.
- Za ile będziesz.
- Za jakieś piętnaście minut. Pilnuj Key i JongHyun'a, bo...
- Tak, tak wiem. Kłócą się o łazienkę, bo Key chce nakremować twarz i wziąć prysznic, a JongHyun...
- Mały, nie naciągaj się.
- A chodzicie ze sobą? - spytał nieśmiało.
- Owszem, ale szczegóły MOŻE opowiem wam potem.

Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon, żeby nie dzwonił jeszcze kilka razy, bo taki miał zwyczaj... 
Wpadłem do domu jak burza. Wszyscy członkowie zespołu znaleźli się na korytarzu.

- Lee mówił, że chodzicie ze sobą, to prawda? - dopytywał JongHyun
- Tak...
- Całowaliście się? - zapytał ciekawski Key
- Raz, czy dwa... - odparłem.
- Trzy, cztery, pięć, no może sześć i siedem, może osiem... - wymieniał wyraźnie rozbawiony Dino.
- A może trzy, albo dwa?! - zapytałem wkurzony.
- Było coś więcej? - zapytał zazdrosny, ale i nieśmiały TaeMin.
- Nie? Głupi jesteś?! Ona skończy osiemnaście lat za... - podrapałem się po głowie - za trzy dni!!!
- Za trzy dni?! I dopiero teraz nam o tym mówisz?! - wkurzał się JinKi.
- Zapomniałem! - wkurzony walnąłem pięścią w ścianę, co trochę zabolało.
- No to mamy problem... Jutro sobota, pojutrze niedziela, no więc w poniedziałek mamy próbę - wyliczał na palcach KiBum.
- Masz tylko sobotę do południa. - podsumował Bling Bling.

Bez słowa pogoniłem na górę i położyłem się nastawiając budzik na siódmą rano. Jest po dwudziestej trzeciej. To pewne, że się nie wyśpię.
Nagle coś przykuło moją uwagę...


~ Zapowiedź ~

~ Problemy z małą Jess ~ Kupno prezentu ~ Zajęcia taneczne Hany ~ Wkurzony MinHo ~

~ Dziękuję ~

Obserwatorzy - 19
Wyświetlenia - 3661

~Jak Wam się podoba rozdział? Krótki czy długi? Ciekawy czy nudny? Napiszecie swoje relacje?~
~Jak nowa playlista? Lepsza? (70 piosenek) Za mało? Za dużo?~

niedziela, 9 września 2012

Is Anybody Else There? 12

~ Rozdział 12 ~


*Gaduła - Saya
*Rude(Niegrzeczny) - Elle
*Vampair - Ashley
*July - Juliette
*Blonde(Blondynka) - Sandara
*Minzy(oczy jak Minzy z 2NE1) - Hana



Podeszłam do drzwi lekko podekscytowana i otworzyłam je. To nie była Juliette, lecz...
ASHLEY! Ta, od której dziś mam pierścionek. Podeszła do drzwi razem z jakąś dziewczyną, której nie znam. A zza nich wyłoniła się July i dwie dziewczyny z naszej klasy - Elle i Saya.
 - Możemy wejść? - zapytała nieśmiało Ash.
Skinęłam tylko potwierdzająco. Dziewczyny zdjęły buty i weszły do środka.
Ashley zrobiła zmartwioną minę i lekko zawstydzoną po czym powiedziała.
- Ahh... Zapomniałam was sobie przedstawić! - wskazała dłonią dziewczynę, której nie znałam - To jest Sandara. San, to Hana.
- Miło Cię poznać - posłała mi szeroki uśmiech i podała mi rękę.

Nastolatka była śliczna. Długie, blond włosy. Pół Amerykanka, pół Chinka. Piękne, duże, okrągłe i umalowane oczy. Miała jasnobrązowe soczewki. Z relacji Gaduły* ona jest naprawdę taka blada... Wygląda jakby miała zemdleć. Ale jej oczy na to nie wskazują. Taka laleczka porcelanowa. Jest bardzo drobna, niższa ode mnie z jakieś trzy, cztery centymetry. Szczupła i posiada zgrabną figurę. Z tego, co powiedziała mi Rude* nosiła przez dwa lata gorset. Nie z własnego grymasu. Jej rodzina jest bardzo bogata składająca się z prawników i lekarzy. Ona jednak nie jest osobą, która chce być popularna lub pragnie wyróżniać się z tłumu, co bardzo rzadko się zdarza. Jest normalną dziewczyną. Dziś ubrała na siebie piękną, zwiewną, granatową w białe kropki sukienkę na ramiączkach. Czarny pasek dokładnie ściśnięty w miejscu pod żebrami. Do tego czarne balerinki z kokardką w kolorze takim samym jak materiał sukienki. Była bardzo nieśmiała. Rzadko cokolwiek mówiła. Jak została o coś zapytana skinęła głową lub dała jakiś znak. Na początku stwierdziłam, że może nie umie mówić, ale potem coś zaczęła mamrotać.

Ashley, Elle i Saya bardzo się zmieniły od czasów gimnazjum. Ashley kompletnie inaczej wygląda. Te fioletowe włosy dodają jej szaleństwa. Kiedyś wzorowa uczennica, nudna, poważna dziewczyna. Dziś? Roześmiana, szalona i pomysłowa. Elle - nasza kochana, ruda przyjaciółka. Zawsze niska, teraz wystrzeliła do góry. Jest wyższa ode mnie. Nadal ma rude włosy (jej naturalne, po prababci Węgierce) tyle, że nie ścięte na "grzyba", lub na "kulkę" tylko długie, kręcone, sięgające za ramiona. Ubrana dziś w taki czerwony kolor, że aż razi po oczach, a jednocześnie poprawia humor. No i nasza Saya. Zawsze gaduła - to się nie zmieniło. Teraz schudła. Wcześniej z tego co wiem miała nadwagę. Ścięła włosy. Miała rzadkie, czarne włosy sięgające za pas (naturalne). A teraz ścięła je tak, że ledwo sięgają do ramion i są dość gęste, a także przefarbowała je - w ciemnym brązowym jej do twarzy.

To dziwne... Dlaczego, gdy wmawiałam sobie, że tu, w Korei, nie znajdę osób, z którymi mogę porozmawiać od serca, nagle wszyscy przenoszą się tu, do stolicy Korei Południowej - Seul?

Zawsze ciekawska i gadatliwa Saya musi zadać jakieś pytanie, które tak mnie wpieni, że mam połowę dnia zepsutego nagle się ogranicza i pyta o rzecz, która mnie dość zdziwiła.

- Ej, czy to prawda, że masz romans z MinHo z SHINee? - spytała pełna entuzjazmu Saya
- Nie, to tylko kolega... Wiesz jak media mogą odwrócić sytuację... - odpowiedziałam
- No ale zdjęcia mówią swoje! - wrzasnęła Ash.
Sandara tylko kiwnęła głową potwierdzająco.
- Zdjęcia... Zdjęcia... A, już wiem o jakie ci chodzi. To nieporozumienie! Ja... - próbowałam dokończyć, ale mi przerwano.
- Nie tłumacz się! A ty w ogóle coś do niego czujesz? - Rude.
- Nie, ale do kogoś innego tak. - powiedziałam nieco nieśmiało.
- A on coś do ciebie czuje więcej niż tylko przyjaźń? - zapytała July
- Z tego co mi powiedział to tak... - powiedziała zmartwionym głosem.
- To na co ty czekasz?! - wrzasnęła Saya.
- Ja... - chciałam coś powiedzieć, ale Blonde mi przerwała
- Nikogo nie można zmuszać do miłości. Jeśli kogoś nie kochasz nie możesz być z nim z litości. A to, że MinHo jest gwiazdą k-pop to nic nie zmienia... - powiedziała troskliwie i nieśmiało, po czym przytuliła mnie i zaproponowała wyjście.

Spakowałyśmy kocyki. Ashley i July poszły do sklepu po coś do jedzenia. Miałyśmy zamiar zrobić "piknik zapoznawczy". Wszystkie się oswoimy ze swoim towarzystwem. Pójdziemy na świeże powietrze do pobliskiego parku, z dala od innych ludzi. Tam usiądziemy i będziemy rozmawiać, bawić się i jeść.

Inne dziewczyny pakowały jedzenie i wszystko na wyjście, lecz ja zawołałam Juliette na bok. Chciałam wiedzieć po co nagle zadzwoniła do mnie z "ważną sprawą".

- July, powiedz mi... O jaką ważną sprawę ci chodziło.
- To dość skomplikowane. Może zacznę od tego, że jak już wiesz - tańczę balet. Tańczymy parami. Jednak ja nie mogę tańczyć, a zawody są za dwa miesiące. Do tego czasu nie znajdę nikogo znającego się muzykę. Ja mam poważną kontuzję kolana. A nie mogę Brandona zostawić samego w takie sytuacji.
- Brandon to twój chłopak?
- Tak, połączył nas taniec. Ale jeszcze jest jedna sprawa. Nakłamałam na ciebie do dyrektora naszej szkoły.
- To znaczy?
- Chodzi o to, że nasza szkoła jak sama wiesz, jest najlepszą w całej Korei. Masz szczęście. Z Ota musiałam jeździć godzinę autobusem do Tokio, do szkoły. A tu w Seul masz na nogach od domu trzydzieści minut. Na rowerze piętnaście, a samochodem około pięciu. A wracając do szkoły tanecznej... Żeby się do niej dostać trzeba przejść odpowiednie szkolenia, testy i tak dalej. Zanim byś je zdała, minęłoby trzy do czterech miesięcy jeśli ci się poszczęści. A jak nie to zejdzie dłużej. Więc nawet z największym fartem nie zdążysz na czas. Załatwiłam ci ogromną reputację, poprzez kłamstwa, u dyrektora. Jestem jego ulubienicą, więc mi uwierzył. Ale musisz nadrobić zaległości. Mianowicie - rozciągnięcie, rytm, lekkość, delikatność. Mogę ci dać swój nieużywany jeszcze zapasowy strój. Lecz baletki do naszej szkoły kosztują około 1.000.000 wonów (1.000 $). Podejrzewam, że przez ostatnie dni nie będzie cię stać. Także mogę ci pożyczyć moje stare baletki. Są trochę podarte, ale bez przesady... To jak, zgadzasz się?
- Ja, ja nie wiem... - jąkałam się zakłopotana.
- Oczywiście, to wakacje. Będziesz mieć dwa tygodnie wolnego jeśli się postarasz, ale jak się nie przyłożysz... Niestety, dni będą odliczane. A konkurs odbędzie się pierwszego września. Czyli masz dwa miesiące bez jednego dnia.
- Ale ja nie wiem, czy sobie poradzę...
- Oczywiście, że sobie poradzisz. To brzmi trudno, ale tak nie jest. Dasz radę! Wierzę w ciebie!

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po dłuższych namowach July zgodziłam się. Wyszłyśmy na "piknik zapoznawczy". Po drodze toczyły się dialogi na temat wakacji, chłopaków i co u nas przez te ostatnie dwa lata się działo.

- To gdzie wyjeżdżacie na wakacje? Ja lecę z siostrą do Anglii. - Saya
- Ja jadę z chłopakiem w góry! - wrzasnęła szczęśliwa Vampair
- Ja nigdzie nie wyjeżdżam... - powiedziała smutno July i popatrzyła na mnie.
Tylko ja wiedziałam co jej się stało.
- Ja nie mam planów na wakacje... - Rude.
- Ja też. - powiedziała nieśmiało Sandara.
- Ja również. - powiedziałam lecz gdy zobaczyłam karcący wzrok Juliette zaraz zaczęłam mówić coś innego - Znaczy mam. Praktycznie całe wakacje, ale jeszcze nie wiem ile będę miała wolnych dni. Jak będę w Seul to do was zadzwonię. - popatrzyłam na Rude i Blonde po czym objęłam je moimi dwoma rękami równocześnie. Tylko Sandara się zaczerwieniła.

Doszłyśmy do odpowiedniego miejsca. Miałyśmy trzy wielkie kocyki. Każda z nas miała posłanie na dwie osoby. Prażyło słońce. Powinnyśmy z tego korzystać, ale jedynie ja chciałam się opalić. No... I ktoś jeszcze!

- Sandara, idziesz się opalać?
- Chyba tak... Jestem bardzo blada i raczej nie zaszkodzi. - zamyśliła się - Ej, a ty wiesz o tym, że wczoraj wieczorem reszta SHINee przyleciała do Korei?
- Nie, pierwsze słyszę. Dziś w telewizji słyszałam coś innego.
- To już wiesz...

To właśnie moja "współlokatorka kocyka".
Posłałam jej wielki uśmiech po czym rozłożyłam się na kraciastym puchu zwanym w mojej rodzinie "biało-błękitnym kocykiem" plecami do słońca i zamknęłam oczy.
Byłam przytomna, gadałam z dziewczynami. Ale jakby nie tak bardzo aktywnie jak wcześniej.
Myślałam. Na przykład o tym, że czuję pomiędzy mną i Sandarą jakąś więź. Jakbyśmy były pokrewnymi duszami. Różniłyśmy się zachowaniem i wyglądem. Ale nie uczuciami i zawsze miałyśmy takie same zdanie. Albo o ... o MINHO?! Dlaczego właśnie o nim? Czy ja zaczynam coś do niego czuć właśnie wtedy, kiedy straciłam u niego wszelkie szanse?

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Odebrałam go.

- Halo?
- Cześć, to ja, MinHo. Nie przeszkadzam?
- Nie, dlaczego?
- Podobno jesteś z koleżanką.
"To MinHo!" - słyszałam szepty i śmiechy dziewczyn. Sandara ukrywała lekko śmiech. Wyglądała tym sposobem dość słodko.
- KoleżankaMI. - poprawiłam go śmiejąc się. - Wpadniesz na chwilę?
- Niestety, nie przypuszczałem, że będę miał teraz taki napięty grafik. Wiesz, wakacje. Mamy wydać nowy album "Dazzling Girl" w październiku, w pierwszej połowie. Niestety, teraz nie znam dokładnej daty.
- Ahh... A moglibyśmy się dziś spotkać wieczorem?
- Na kolacji u mnie?
- Kolacji?
- No tak... Dziś nikogo nie ma. Chłopaki wychodzą. JongHyun na siłownię. Key i TaeMin na imprezę, a Onew powiedział, że to tajemnica, o której się wkrótce dowiemy. Czyli jak tak mówi... Chodzi o dziewczynę z pewnością.
- Onew - jego tajemnice mnie czasami zaskakują. - zaśmiałam się.
- Tak, to prawda... - słyszałam rozbawienie w jego głosie. - To co? O której ci pasuje?
- 19:00?
- Tak, to dobry pomysł.
- Czy to...
- Tak, to randka.
- Nie to miałam na myśli.
MinHo wyraźnie się zawstydził po czym szybko powiedział - Dobra, ja muszę kończyć. O 19:00 u nas.

Rozłączył się, a dziewczyny zaczęły śpiewać "Congratulations". Ja się tylko śmiałam i nic nie mówiłam.
Leżałam na kocu tym razem opalając brzuch i spoglądałam na zegarek odmierzając czas. Jeszcze pięć godzin.

Dziewczyny mnie odprowadziły do domu i gdy weszłam poczułam zapach obiadu.

- O, to już obiad? - zapytałam podekscytowana z przedpokoju.
- Tak, właśnie nakładam. Nie zdejmuj butów. Obydwie zjemy na podwórku.
- Obydwie? - zapytałam zdezorientowana.
- No tak. Twojego taty nie ma, bo jest na rozmowie o pracę, a potem idzie na bankiet, a Daisy pojechała na tydzień do mojej siostry nad morze.
- Aha, dobrze.

Poszłam do ogrodu. Usiadłam na krześle i patrzyłam na "podwórko". Raczej nazwałabym to odgrodzonym kawałkiem ziemi, za którym ciągną się wielkie pasy pól mierzących kilka hektarów.
Podeszła do mnie. Na talerzu widniała polska potrawa - pierogi ruskie.

- Po co to zrobiłaś?
- Wiem jak bardzo tęsknisz za domem. Chcę ci go tylko przypomnieć.
- Dziękuję, ale nie trzeba było. - powiedziałam z uśmiechem.
Usiadła naprzeciwko mnie.
Jak już zjadłyśmy zabrała talerze, włożyła je do zmywarki i wróciła do mnie.

- Tata kazał mi z tobą dziś porozmawiać, bo sam nie wie jak ci to powiedzieć.
- Co takiego znów przede mną ukrywał.
- Wiesz... Ukrywał przed tobą wiele rzeczy.
Zacznijmy od tego, że Twoja matka była Chinką, a nie Koreanką. Ona była w połowie Chinką, w połowie Koreanką. Ty masz chińskie oczy i rysy twarzy, ciało Angielki po babci od strony taty, a wysokość Koreanki. Urodziłaś się w Tokio, nie w Ota. I co najważniejsze...
- Tak?
- Twoja mama żyje... Ale ona Cię nie chciała i zostawiła cię pod opieką taty i babci. Postanowili cię zmylić, byś nie czuła się źle i inaczej...
- Ale jak mogła?! Dlaczego?!
- Bo ona... Nie kochała cię...

Zatkało mnie. Wstałam z krzesła i pobiegłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam je na klucz. Padłam na łóżko, założyłam słuchawki i odpłynęłam w świat muzyki razem z potokiem łez. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Gdy się obudziłam była już 18:00.
Musiałam się zebrać, żeby jakoś wyglądać.
Po trzydziestu minutach byłam gotowa :


Rzuciłam w stronę macochy "Wychodzę i wrócę około 23:00" i wyszłam.

Szłam powoli w stronę przystanku autobusowego. Wiedziałam, że tu, w Seul autobusy miejskie krążą co chwilę od 02:00 do 23:00.
Poczekałam pięć minut, wsiadłam do jednego z nich i zajęłam miejsce przy oknie. Mijałam zadziwiająco nowoczesne budynki. Zanim dotarłam na miejsce minęło piętnaście minut. Byłam pięć minut przed czasem. Akurat w tym czasie zdążę dojść z przystanku do ich domu. Wiedziałam dobrze gdzie to jest przez Ashley, która tłumaczyła mi przez całą drogę powrotną z pikniku gdzie iść żeby się nie spóźnić.

No i stałam przed wielkim domem, bardzo nowoczesnym. Wcisnęłam dzwonek do drzwi. Otworzył mi pachnący perfumą męską MinHo. Nie wiedział o tym, ale zawsze taki zapach szybko mnie uwodzi.

Weszłam do środka. Czekał na mnie pięknie ozdobiony stół z zapalonymi świecami, zasłoniętymi zasłonami i rozsypane płatki róż wokół miejsca jadalnego.

Nagle Choi złapał mnie za rękę i pociągną w niespodziewanym kierunku.



1. Dziękuję za wszystko, co robicie. Minął jeden dzień, a już jest 16 komentarzy (razem z moimi), 18 obserwatorów i 3466 wyświetleń.
2. Jak Wam się czyta nowe pismo. Coś jeszcze zmienić?
3. Wzięłam udział w wywiadzie. Jak Wam się podoba?
4. Ten rozdział jest dedykowany mojej siostrzyczce - Amelce. We wtorek będzie miała 7 lat. Wszystkiego najlepszego siostro! ;D

piątek, 7 września 2012

Is Anybody Else There? 11

Rozdział 11

*Juliette to koleżanka z klasy. Przezwisko to July.


Przyszedł do mojego pokoju i popatrzył na mnie dziwnie.

- Co się stało?
- Czy wujek zabił mamę?
Nastała cisza.
- Tato?
- Skąd takie myśli?
- Przyśnił mi się sen.
- I co?! Na tej podstawie zadajesz mi takie pytanie?!
- Nie... Połączyłam fakty... Dlaczego on jest w więzieniu?
- Córko, zadajesz za dużo pytań. Nigdy więcej nie wierz w sny.

Wyszedł zdenerwowany i zatrzasną drzwi. W sumie ma rację. Skoro mama umarła na jakąś chorobę... Będę się trzymać tej wersji, choć coś mi tu nie gra... Dlaczego nie powiedzieli mi nazwy tej choroby?
Cóż, nic dziwnego. Może nie chcieli mnie zamartwiać?

Zadzwonił do mnie telefon.

- Cześć, to ja, Juliette*
- Cześć, w jakiej sprawie dzwonisz?
- Mam nietypową sprawę. Mogłybyśmy spotkać się za godzinę?
- Pewnie. Tyle, że jeszcze muszę się zebrać. Dopiero co wstałam.
- Dobrze, tylko to ważna sprawa, proszę, nie spóźnij się...
- Dobrze, za godzinę w parku.

Rozłączyła się. W ogóle nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy...
Dziwne, co ona robi w Korei?
Zawsze była zajęta "byciem najlepszą". Taka typowa bogata dziewczyna. Przewodnicząca szkoły. Doszła do naszej klasy jak zaczynało się drugie półrocze w naszej klasie. Egh... W czym jest dobra? Gra na gitarze akustycznej i... tańczy balet. To nie taki zwyczajny balet. Jeździ codziennie po godzinę na cztery godziny treningu do szkoły baletowej. Nawet w niedzielę, co tak nie powinno być. Ten dzień tygodnia jest przeznaczony wyłącznie na odpoczynek. W jej przypadku tak nie jest. Jest Polką, ale swoje angielskie nazwisko zawdzięcza swojemu ojczymowi. Właściwie to ma dwa nazwiska - Różkiewicz i Someville. To drugie zmieniła gdy jej mama wyszła drugi raz za mąż. Dzięki temu mężczyźnie, biznesmenie, dziewczyna wyrobiła sobie opinię w szkole. No ale... Nie udawajmy, że ludzie lubią ją tylko dlatego, bo ma pieniądze i jest popularna. Niby takie małe papierki, a tak życie mogą zmienić... Przez to jest podział na "lepszych i "gorszych" wśród ludzkości. Ci bogaci mają więcej praw niż ci biedni. Niestety...
Różnimy się kompletnie, nie tylko charakterem, ale i wyglądem.
Ona nie jest Azjatką, jak już wspomniałam. Ma bardzo opaloną skórę. Długie, jasne, blond włosy opadające na ramionach. Chodzi tylko w spodniach. Nie toleruje spódniczek i sukienek. Ma piękne, okrągłe, niebieskie oczy. Zawsze jest pomalowana. Maskara, eyeliner, puder, podkład, korektor i samoopalacz, nawet w zimie, nie są jej obce. Odkąd ją pierwszy raz zobaczyłam, zawsze miała usta leciuteńko ciemniejsze od koloru skóry. Chyba nie jestem w stanie wyznaczyć linii pomiędzy jej ustami, a skórą. Może to wynika z pudrowania ust?  Ma bardzo szczupłą sylwetkę. Na basenie wszystkie musiałyśmy mieć stroje jednoczęściowe. A ona? Bikini! Dlaczego? Gdyż jej ojczym napisał dziesiątki pism, żeby tylko jej na to pozwolono. Przez to nie można było od niej oderwać wzroku. A chłopcy patrzyli i ślinili się. A ona krokiem modelki szła i mówiła "ja dziś nie pływam, nie chce mi się, usiądę na ławce". No i po co szła na basen?! Jest ode mnie wyższa, dużo wyższa. Skoro ja mam 171 cm wzrostu, a ona była ode mnie jakoś siedem centymetrów wyższa to ma 1 m 78 cm. Ale ja, jak na Azjatkę to i tak jestem wysoka.

Postanowiłam wreszcie przebrać swe błękitno granatowe piżamy w paski na normalne ciuchy... Dziś padało. Ubrałam żółte spodnie, tunikę z myszką Miki na tle czarno-białych pasków. Nałożyłam na siebie puchatą, niebieską bluzę i czarne skarpetki w niebieskie kropki. Uczesałam włosy w kok, wygrzebałam kilka dodatków z toaletki - pierścionek od Ash, koleżanki z gimnazjum, korale potraktowałam jak bransoletkę obwijając ją wokół prawego nadgarstka. Zeszłam na dół, żeby tylko zjeść śniadanie. Nie było nikogo. Czy to możliwe, że w ciągu dziesięciu minut z całego domu zniknęli wszyscy członkowie rodziny razem z tym upierdliwym kotem wydającym dziwne odgłosy jakby mówił "mama" pod moimi drzwiami. Na blacie w kuchni leżało 21.000 won (21 $) i naleśniki. Wzięłam je i postanowiłam usiąść na kanapie przed telewizorem. Nic ciekawego nie leciało w nim na pierwszy rzut oka. Przemijałam pomiędzy kanałami. Wiedziałam, że jeśli się postaram znajdę coś, co mnie zainteresuje. Wykrakałam!
Na osiemnastym kanale leciały wiadomości i plotki o gwiazdach.

"Drogie fanki. Z japońskich źródeł wynika, że Choi ma dziewczynę... - upuściłam talerz z dwoma naleśnikami - Podobno całe SHINee jest w Japonii skąd przylatuje za dokładnie 11 dni. Jednak ktoś się pośpieszył. Nasz drogi MinHo, przed szpitalem w Seul, stał z dziewczyną i się przytulał. Patrzyli sobie w oczy, całował ją po szyi, a potem wziął on ją na ręce."

Nie słuchałam tego. Głupia, głupia, głupia!!! Po co pozwoliłam na to wszystko?! Przecież mogłam się domyślić, że za taką gwiazdą jak on chodzi krok w krok paparazzi! Usłyszałam dźwięk dzwonka. Dziś już nie leciał "G-Dragon - Heartbreaker", jedyna piosenka koreańska jaką znałam. Dziś leciała "SHINee - Talk To You". Przesunęłam zieloną słuchawkę w lewą stronę jednym ruchem kciuka.

- Halo?
- Włącz telewizor na program "Xy Music Company".
- Już mam włączony...
- Ja przepraszam...
- Nic się nie dzieje... To moja wina.
- Czy moglibyśmy się spotkać dzisiaj?
- Niestety, ale nie. Jestem umówiona za godzinę z koleżanką.
- A po spotkaniu?
- Nie wiem ile ono potrwa, ale muszę jeszcze załatwić kilka spraw związanych ze szkołą. Poza tym muszę się także zastanowić nad tym jaką szkołę wybrać. Miałam iść do plastycznej, ale tata się nie zgodził. Nie mogę iść także do muzycznej... Powinnam się wreszcie zdecydować. Zaczęły się wakacje, ale ja mam mnóstwo spraw do załatwienia.
- Dobrze, jak będziesz miała czas to zadzwoń do mnie.
- Ok, to pa.



Rozłączyłam się. Zaczęłam sprzątać naleśniki, które spadły mi podczas oglądania programu. Dojść do parku?! Co ja jej powiedziałam?! Do którego?
Nie wiem gdzie jest co w Seul.
Postanowiłam napisać do niej SMS-a.

Do: July

Przyszłabyś po mnie? Mieszkam w Guro-gu. Nie wiem gdzie co jest w Seul. Na ulicy JiSoepimnKi, pod numerem 16.

Nie minęło wiele czasu jak dostałam odpowiedź.

Od: July

Mieszkasz dwa domy dalej ode mnie ^^. Rak, pewnie. Zaraz będę.

Haha, jaki zbieg okoliczności. Poszłam do łazienki. Umyłam zęby i całą twarz po czym zapudrowałam niedoskonałości i umalowałam oczy czarną kredką, eyelinerem i tuszem do rzęs.

Po jakichś pięciu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, ale zamiast July ktoś inny tam stał...



1. Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nie mogłam. Wyobrażacie sobie, że w pierwsze dni szkoły mieliśmy zadane dość dużo zadać i nauki. Np. w drugi dzień szkoły dostaliśmy nauczenie się części mowy odmiennych i nieodmiennych, zadanie z matematyki oraz z polskiego -.-
2. W roku szkolnym będę pisać nie tak często. Posty będą się czasem pojawiać w ciągu tygodnia jak będzie mało nauki i w ciągu weekendów.
3. Dziękuję Wam. W ciągu 5 dni wzbieraliście o wiele więcej niż wcześniej. Teraz jest 18 obserwatorów, 3268 wyświetleń, 28 komentarzy pod poprzednim postem, razem z moimi. Dziękuję ^.^
4. Witamy nowych czytelników z Ameryki Północnej i Niemiec. Czyli, że mój blog staje się sławny na więcej państw niż tylko Polska. ^.^ Bardzo się z tego powodu cieszę :D


Haha! Mam dla Was konkurs!
Co Wy na to, bym wylosowała jednego z obserwatorów z mojego bloga i przeprowadzę z nim wywiad dotyczący jego bloga.
Ale!!! Żeby uczestniczyć w losowaniu trzeba być obserwatorem mego bloga.

Wywiad będzie uwieczniony tu - na no-more-tears-in-love.blogspot.com

Zachęcam do brania udziału w losowaniu.

niedziela, 2 września 2012

Is Anybody Else There? 10

~ Rozdział 10 ~

Wzruszający, przynajmniej jak dla mnie. Przygotuj chusteczki jeśli jesteś wrażliwy na krzywdę dzieci... ;_;

To do czytania polecam SHINee - The Reason. Znajdziecie ją na mojej Playliście pod numerem 25.


Przecież to mała dziewczynka, niczemu winna, drobniutka istotka.
"Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego?!" - słyszałam krzyk przez łzy Amy.
Nie odpowiedział.
Strzelił ponownie do Jess. Zaczęłyśmy płakać jeszcze bardziej. Nie było słychać jak łuska z pistoletu wbiła się swobodnie w jej ciało, które zaczynało coraz bardziej krwawić. Amy chciała podbiec bliżej, ale oprawca  wystawił rękę z bronią w jej kierunku. Zaczął biec w przeciwną stronę. Amy zadzwoniła po pogotowie i policję. Podbiegła szybko do swojej córki. Trzymała jej rękę ściskając ją bardzo mocno. Przytuliła ją i pocałowała w policzek. Usiadła koło niej płacząc jeszcze mocniej. Przysunęłam się do maleństwa i schowałam jej dłoń pomiędzy moimi. Dziewczynka poruszyła się w prawo, zaczęła poruszać ustami lekko i otworzyła zamglone oczy. Powieki Amy drgały. Nie ukrywała łez. Uklękła przy jej twarzy i zaczęła ją gładzić delikatnie. Jessica ruszyła wargami układając je w trzy słowa "Mamo, kocham Cię...". Amy wyszeptała "Ja Ciebie też córeczko..." po czym zaczęła mocniej płakać. Nadjechała karetka. Wzięli maleństwo na nosze, a Amy i mnie wpakowali do radiowozu, co było praktycznie nieosiągalne... Lecz policjanci siłą oderwali ją od walczącego o życie dziecka.
Zawieźli nas do owego budynku i zadawali pytania, kazali opowiadać z jak najdrobniejszymi szczegółami to, co tam się wydarzyło. Z jednej strony przez to Amy jeszcze bardziej cierpiała i się denerwowała. Wstawała z krzesła, waliła pięściami i głową w ścianę, a łzy wściekłości nie przestawały lecieć po jej twarzy. Ale także ich rozumiem... Szczegóły, im więcej ich, tym lepiej. Pomogą ustalić kto to. Wiadomo było na razie tyle, że był obcokrajowcem. Nie miał skośnych oczu i miał dość opaloną skórę. Tyle wiemy... Lecz nie powinni zmuszać Amy do wspominania i powiedzenia więcej szczegółów skoro nie wiedziała nic więcej.
Po przesłuchaniu zawieźli nas do szpitala. Weszliśmy wszyscy do budynku budzącego wiele obaw i strachu nawet już u małych dzieci. Usadzili nas przed wielkimi szklanymi drzwiami prowadzącego do trzech sali operacyjnych. Powiedzieli, że nie gwarantują iż Jessica będzie żyć. Nigdy nie widziałam Amy w takim stanie. Nie dziwię jej się, w końcu to jej córka.
Wstałam z krzesła i udałam się do automatu po dwa kubeczki zimnej wody. Może ona coś pomoże. Amy tylko zatopiła w niej swoje łzy. Miała tak czerwone oczy zalane potokami słonych łez wydobywających się z dwóch świecących pereł. Jej ciemnobrązowe oczy widziały już za wiele jak na tak młodą osobę.

- Amy?
- Tak? - powiedziała przełykając strumienie łez.
- Nie chcę cię tu zostawiać, ale muszę. Ojciec będzie się martwił...
- Dobrze, idź. Dziękuję Ci za wszystko.
- Dobrze, żebyś się przespała.
- Wytrzymam...
- To dobrze ci zrobi... A z resztą, rób jak uważasz...

Zostawiłam ją bez słowa w szpitalnym holu i wychodząc ze szpitala w oddali zobaczyłam znajomą postać. To był Choi. Tym razem nie miałam ochoty wołać go. Nie miałam tyle siły w gardle. Poza tym biegał, nie chciałam mu przeszkadzać. Jeszcze to do mnie nie docierało, że takie małe dziecko, dopiero co poznane może mi aż tak zawrócić w głowie. Może to przyjacielska więź z Amy sprawiła coś takiego. Albo po prostu jestem bardzo wrażliwa na krzywdę dzieci... Pewnie to drugie. Raczej ciężko mi jakiekolwiek cierpienie znieść, a co dopiero u tak małych istotek jakimi są dzieci. "Hana!" - słyszałam w oddali. Nie reagowałam, nie chciałam, by był przy mnie teraz. Pragnęłam samotności. Jego wsparcie polegało na pytaniu o wszystko. Ja nie potrafiłam udzielić odpowiedzi. To było zbyt trudne. Wolałam, by nie oczekiwał ode mnie jakichkolwiek słów, tylko mnie przytulił. Raczej tylko tego mi brakowało w tej chwili.

Podbiegł do mnie. Podniósł moją głowę dwoma palcami za podbródek. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie rumieniłam się jak wcześniej. Moje spojrzenie było puste i obojętne. Następna łza przepłynęła swobodnie po moim policzku. Przytulił mnie. Oczekiwałam czegoś innego. Nie pytał, nic nie mówił. Dziś wolał być ze mną bliżej. Wtuliłam się w jego koszulkę kładąc twarz pomiędzy jego ramieniem, a szyją. Zaczęłam bardziej płakać mocząc przy tym jego koszulkę. Nasze klatki piersiowe były bardzo blisko siebie, przy tym ocierały się przez cały czas. Czułam jakby nasze serca były złączone w całość. Obydwa były w tym samym czasie i tempie. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Na moim karku poczułam jak jego usta dotykają lekko tego miejsca lekko je muskając. Nie sprzeciwiałam się. Odsunęliśmy się od siebie. Wyciągną ręce w moją stronę i powiedział "Wejdź na moje plecy". Przysunęłam się lekko i zaczęłam tracić grunt pod stopami. Objęłam jego szyję moimi rękami i zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. Otworzyła Daisy i zaczęła się drzeć "AAA! To MinHo z SHINee!!!". Ten mężczyzna postawił mnie na ziemię. Z salonu wyszedł mój tata. A ja dalej nie mogłam w to uwierzyć. Przecież dziś rozmawialiśmy. Mówił, że przyleci za półtorej tygodnia. Kłamał? Po co? Tata się tylko uśmiechnął i pokazał ręką schody. Myślałam, że będzie krzyczał i w ogóle. Nie, nic takiego nie było. Zaprowadziłam Choi do mojego pokoju. Kazałam mu usiąść na łóżku. Zrobił to posłusznie. A ja zrobiłam kolejną rundkę na dół. Wleciałam szybko we łzach do kuchni. Wszystko się zmiksowało w moim życiu. Dalej nie docierała do mnie realna prawda. Było po osiemnastej, a ja czułam się fatalnie. Nalałam wody do czajnika elektrycznego i podłączyłam go do kontaktu. Wyjęłam dwa kubki z szafeczki. Zajęło mi to trochę. Muszę się "sama oprowadzić" po domu, niestety. Z ogrodu wyszedł papa.

- Nie wspominałaś nic, że masz chłopaka...
- Nie wspominałam, bo to nie jest mój chłopak.
Uśmiechnął się.
- Wiesz, jak jest. Pochodzi z Korei, prawda?
- Tak, a czego pytasz?
- Zaciekawiło mnie to... W końcu muszę poznać przyszłego chłopaka swojej córki. Jak ma na imię?
- Choi.

W tej chwili woda się zagotowała. Wlałam wody do obydwu kubków. Wrzuciłam torebkę herbaty. Zamoczyłam w jednym kubku i w drugim. Jest owocowa - nie trzeba będzie nam cukru. Tata tylko się uśmiechnął.Wzięłam dwa kubki, na raz, ale ktoś był temu przeciwny.

- Nie bierz dwóch! Przecież wylejesz! Daj wezmę jeden! - krzyczała Daisy.

Tak też zrobiła. Szłyśmy po schodach do mojego pokoju. Uśmiechała się zadziornie. Otworzyła pierwsza drzwi i podała MinHo kubek.

- Proszę, to dla ciebie. - posłała mu piękny uśmieszek ukazując bialuteńkie zęby.

Usiadła koło niego bardzo blisko. Choi był skrępowany całym incydentem. Patrzył na nią dziwnie. Ja usiadłam na fotelu. Odwróciłam się w przeciwną stronę i starałam się nie zwracać na nich uwagi. Mój rozmazany tusz pod oczami nie był zbyt piękny. Postawiłam herbatę na stoliku i podeszłam do toaletki. Wyjęłam z niej mleczko czyszczące, waciki i zaczęłam przemywać oczy. Usłyszałam cichy głos MinHo. "Czy mogłabyś zostawić nas samych?" Zdziwiło mnie to. W lustrze spojrzałam na nich. Mężczyzna miał poważną minę. Przecież takiej słodkiej, pięknej i niewinnej Daisy nikt nigdy nie odmówił. Spojrzała na niego, powiedziała pod nosem "Pff" i wyszła z pokoju. Wyrzuciłam waciki do kosza i usiadłam na fotelu biorąc kubek do ręki.

- Teraz już się do mnie odwrócisz?
- Hmm? - zrobiłam to o co prosił niby udając, że nie dosłyszałam tych słów.
Na jego twarzy widniał piękny uśmiech.
- Pytałem, czy się do mnie odwrócisz.
Siedziałam chwilę w milczeniu.
- Jak widać, już to zrobiłam.
Znów nikt nic nie mówił. Postanowiłam podtrzymać rozmowę.
- Co tu robisz, w Korei? Przecież mówiłeś, że...
Podszedł do mnie i schylił się w moją stronę.
- Wiedziałem, że mnie teraz potrzebujesz.
- Choi...
Przyłożył mi palca do ust.
- Uwierz, naprawdę mi na tobie zależy.
Patrzył na mnie poważnie.
- Przykro mi, ale ja do ciebie nic nie czuję... - powiedziałam niepewnie i z lekkim zawahaniem.
Nic nie powiedział. Odszedł i znów usiadł na poprzednim miejscu. Schował głowę w rękach.

- Choi?
- Tak? - podniósł głowę.
- Przepraszam, ale znamy się bardzo krótko. Może kiedyś...
- A ten Lee? Z nim przypadkiem nie znasz się o kilka dni dłużej? - popatrzył na mnie tajemniczym wzrokiem.
- Tak, ale...
- No właśnie. To do niego coś czujesz, a czas tu nie gra żadnej roli.
- MinHo, ja do niego też nic nie czuję... - skłamałam.
- Przynajmniej wcześniej czułaś... A wtedy znaliście się jeszcze krócej...
Miał rację. Chciałam mu coś powiedzieć.
- To nie on przy tobie jest, jak go potrzebujesz. Skoro nic do mnie nie czujesz to dlaczego pozwalasz mi, bym miał nadzieję. Przecież dziś cię pocałowałem. Nie sprzeciwiłaś się temu. Myślałem, że też mnie kochasz... Co ty w sobie takiego masz co mnie przyciąga?! Dlaczego ten Twój uśmiech sprawia, że serce bije mi tak szybko? Dlaczego twój głos powoduje, że mam ciarki. Ale one są przyjemne. Nawet bardzo, bo wtedy czuję jakby twoje ciepło. Ale to nie to samo... Tak bardzo chciałbym, byś zawsze ze mną była... Ale ty wolisz tego, który nie darzy cię silnym uczuciem. Z nim to jest przelotne... Niestety...
Znów nic mi nie dał powiedzieć.
- Przepraszam, ale muszę iść.
Wstał i wyszedł z pokoju.

Mam już dość - Jessica, on, Daisy i tata. To jakiś dziwny dzień.
Położyłam się na łóżku.  Zasnęłam nawet nie wiem kiedy.

"Tak, to ta łąka, która zawsze dawała nadzieję. Szła po niej boso w pięknej, białej zwiewnej sukience. Nie zważała na wszystko. Usiadła w słońcu pomiędzy złocistymi kłosami zboża i zaczęła grać na gitarze. Szare, metalowe struny wyróżniały się z białego tła pudła gitary. Płynęły z niej piękne dźwięki. Tak, moja ulubiona piosenka dawała każdej zranionej duszy spokój i była jak balsam dla niej. Szłam za nią. Szłyśmy wolno. Stanęła i złapała mnie za rękę. Biegłyśmy wśród polnych kwiatów. Zbliżałyśmy się do lasu. Usiadłyśmy pod drzewem. "Nie martw się córeczko. Może i mamusi przy tobie ciałem nie będzie, ale będę patrzeć i myśleć o Tobie." Wstała i zaczęła iść. Zaczęła krzyczeć "Już możesz wyjść". Patrzyłam na to. Zza wysokich traw wyszedł mój wujek, brat taty, i zabił ją nożem. A ja tam zostałam. Podeszłam do mamy, ucałowałam ją w czoło i odeszłam we łzach."

Obudziłam się na dźwięk budzika. Wiedziałam już dlaczego mój wujek jest w więzieniu... Przez tyle lat? Dlaczego ukrywali przede mną prawdę?
A może to tylko sen...
Postanowiłam to sprawdzić.

- Tato! - krzyknęłam - musimy porozmawiać!

Przepraszam za długość, ale przed rozpoczęciem roku szkolnego chciałam coś dodać.

Jestem lekko załamana, gdyż minęło tylko 3 dni, a tu mam o jednego obserwatora mniej i ponad 200 wyświetleń więcej...

Kiedyś postępy były większe...

Czy to znaczy, że rozdziały są coraz gorsze?

* Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Co myślicie o nagłówku ?

* Przepraszam, ale muszę to zrobić, by wiedzieć... Skoro jest pełna dziesiątka, a ten rozdział uważam za mój ulubiony... Czy mogłoby być 9 komentarzy z Waszej strony?

czwartek, 30 sierpnia 2012

Is Anybody Else There? 9

Rozdział 9

*** Myśli MinHo ***

* Tak dla wyjaśnienia, Amy to stara koleżanka Hany. Dwa lata od niej starsza. Po skończeniu gimnazjum (jak Amy skończyła) straciły ze sobą kontakt, bo wyleciała do Seul, do Korei Południowej.

Do ChisanaSekai : Przepraszam, że wybrałam imię dla dziewczynki "Jessica" (będziesz wiedzieć o co chodzi jak przeczytasz), ale kocham to imię. Jak byłam młodsza zawsze jak się bawiłam wrzeszczałam "Ja chcę mieć na imię Jessica!".


Złapał mnie za rękę i zaczął mówić.

- Daisy...
- Daisy?! Mam na imię Hana!
- Przepraszam, Hano - potrząsną głową.
- Tato, to bez sensu. Ona Ci nie zastąpi mamy...
- Nie zastąpi, tylko uzupełni jej miejsce, a to coś innego.
- Ale mama... Mama jest inna! Jak możesz?! - łzy same zaczęły mi spływać po twarzy.
- Nie ma ludzi niezastąpionych, kochanie. - zaczął mówić troskliwie.
- Owszem, są. Mnie niczym nie zastąpisz... Tak samo jak nikt nie zastąpi mi... - chciałam powiedzieć "JiWoo", ale z ust wyszły mi inne słowa - mamy...
- Uwierz, przyzwyczaisz się. - chciał mnie objąć, ale go odepchnęłam.
- Przyzwyczaisz?! Czy ty wiesz, co mówisz?! Nikt nie zapełni w moim sercu takiej pustki jaką zostawiła mi mama. Kochała mnie. Choć miałam tylko dwa lata jak odeszła, czuję dalej jej miękkie włosy, piękny truskawkowy zapach jej perfum, jej ciepło jak mnie przytuliła. Babcia mi pomagała zapomnieć, ale nie mogłam, a teraz i ona odeszła. Świat odebrał mi osoby, które pomagały mi w życiu, bez których załamałabym się już dawno temu. Po tym jak mama odeszła nie istniałeś dla mnie, tylko dla papierów. Czułam, jakby były moją konkurencją. Nie powinnam tak czuć. Nie nauczyłeś mnie niczego w życiu. Nie byłeś tym za kogo cie uważałam. Słowo "tata" dla mnie nie istniało w tym znaczeniu, co powinno. Uważasz, że to dobrze? Więc skoro nikt mi nie zastąpi mamy to tamta pani z arogancją na twarzy też. A więc skoro taty, ani mamy nie ma to... Nie mam rodziców, jestem sierotą... - pięć wielkich, gorzkich łez poleciało po moich policzkach.
- To nie tak...
- A jak?! Nie jestem już dzieckiem. Rozumiem niektóre sprawy. Za dwa tygodnie, czyli dokładnie 10 lipca, skończę osiemnaście lat. Będę pełnoletnia. Nie mam zamiaru tu być, nie chcę. Wyprowadzę się z domu.
- Ale...
- Wyjdź! - krzyknęłam połykając przy tym słone strumienie łez.

Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Rozpakowywałam rzeczy z walizek i toreb.
Zajęło mi to około dwóch godzin, bo zastanawiałam się gdzie co ułożyć. A gdy już to zrobiłam wyjęłam telefon.

"18 Nieodebranych połączeń od: MinHo."

"6 Nieodebranych wiadomości od" MinHo, Amy Twinkle, numer prywatny."

Od: MinHo

Hana, martwię się. Wylądowałaś? Dzwoniłem już ponad 15 razy, a ty nie odpowiadasz. Coś się stało?

Od: MinHo

Hana, wszystko w porządku? Odezwij się...

Od: Amy Twinkle

Hej Hana. Słyszałam od tego JiWoo, że jesteś w Korei, w Seul. Może się spotkamy?

Od: numer prywatny

Jak ci czas mija? Słyszałam, że jesteś w Korei. Twój tata tak powiedział... Tak z dnia na dzień straciłam pracę. Co tam się stało?

Od: numer prywatny

Hana, piszę z telefonu, z biura mojego ojca. Czy jest taka możliwość, żeby Becky się ze mną spotkała? Masz z nią kontakt? To ważne. Bo wyjechała do Polski, a tu chodzi o jej rodzinę... Myah.

Zadzwoniłam do MinHo.

- Halo?
- MinHo?
- Hana? Nic ci nie jest?
- Nie, niby czemu?
- W wiadomościach mówią, że samolot z Ota do Incheon rozbił się.
- Przecież ja leciałam do Seul.
- Ah tak.
- Czemu się tak martwisz?
- Ja? Wcale nie... Po prostu ... Eee... Ymm... Jesteś moją przyjaciółką.
- No tak - zaśmiałam się - MinHo - mistrz kłamstwa, keke.
- Ja? Ymm... Nie!
- Oj dobrze. Coś konkretnego chciałeś wiedzieć?
- Nie... Tylko to, czy żyjesz. - wydawał się być zmartwiony.
- Kiedy przylatujesz - odwróciłam temat, by usłyszeć odrobinę radości w jego głosie.
- Za półtorej tygodnia. Za niedługo się zobaczymy. - powiedział radośnie.
- Ten czas będzie mi płyną na prawdę wolno...
- Tak? - powiedział jakby z nadzieją w głosie.
*** Ej, serce. Nie wiesz, że kiedy rozmawiam, masz nie walić szybciej i aż tak mocno?***
- Oczywiście, bo tata znalazł sobie jakąś dziwną babkę i powiedział, że zastąpi mi i jemu mamę, rozumiesz?
***Miałem nadzieję, że będziesz za mną tęsknić... Że dlatego będzie ci wolno płynąć czas...***
- Tak, rozumiem. To okropne... - w jego głosie słyszałam współczucie.
- Pokłóciliśmy się i powiedziałam, że jeśli się z nią nie rozstanie wyprowadzę się z domu, bo za dwa tygodnie kończę osiemnaście lat. - łza popłynęła mi po policzku.
***Tak, rozumiem. Tak bardzo chcę być teraz przy tobie. Przytuliłbym cię, a ty byś się swobodnie wypłakała. Moja bluzka posłużyłaby ci jako podpora w trudnych chwilach, chusteczka kiedy płaczesz i ciepły koc kiedy marzniesz***
- Nie płacz, wszystko się ułoży... Obiecuję, kiedy przylecę porozmawiamy razem.
- Dziękuję, że jesteś.
***W końcu istnieję tylko dla ciebie. Kocham cię. Zawsze będę przy Tobie. Może nie ciałem, ale duchem...***
- Proszę... Ale ty na serio masz urodziny za dwa tygodnie?
- Tak, już osiemnaste. - powiedziałam z radością w głosie.
- To super. Robisz imprezę?
- Tak.
***Nie zapraszaj Key! Nie zapraszaj Key! On Cię uwiedzie... Proszę, nie zapraszaj KiBum'a!***
- Dostaniesz ode mnie śliczny prezent.
- Nie trzeba...
***Jesteś moim diamentem. Muszę, inaczej nie potrafię.***
- Ojj... I tak dostaniesz!
- I zaproszę w pierwszej kolejności taką osobę... Wyjątkową.
***Czy to ja? No proszę, powiedz, to ja?***
- Kto to jest? - zapytał mnie z nadzieją w głosie.
- To Amy. Jest cudowna. - zaśmiałam się.
***Jaka Amy? To nie ja? A co z tym, który Cię wspiera?***
- Yhmm...
- Dobrze, ja kończę.
***Nie, proszę. Chcę cały czas słyszeć Twój głos...***
- Ok, ja też muszę kończyć.
- To pa!
***Pa kochanie!***
- Cześć.

Rozłączyłam się. Fajnie, że mam takiego przyjaciela, jakim jest MinHo.
Odpisałam Myah (dziewczyna z balu) :

"Aktualnie jestem w Korei, nie mam z nią kontaktu, ale spróbuj zadzwonić."

Ominęłam ten pierwszy SMS z numeru prywatnego, bo nie wiedziałam kto to.

Ah, ta Amy. Oczywiście, że tak! ^.^

"Pewnie, a skąd wiesz?"

SMS nadszedł dość szybko :

"Mama mi mówiła. Przejdziemy się z moim skarbem, dobrze?"

Do: Amy

"Dobrze, za godzinę w parku, może być?"

Od: Amy

"W którym, mamy ich kilka :D"

Do: Amy

"W dzielnicy Jung-gu, bo tu mieszkam."


Od: Amy

"To dwie dzielnice dalej od mojego domu. Egh... Przejdę się z małą."

Do: Amy

"To za godzinę w parku. Jesteśmy umówione! >.<"

Od mojego domu to było jakieś piętnaście minut, ale żeby się nie śpieszyć wyjdę sobie teraz.

Usłyszałam dość niemiły głos Daisy z dołu.

- Złaź na dół! Obiad!!! - miała taki wredny głos, że tysiąc starszych, skrzeczących babć jej nie pobije.
- Nie jestem głodna. Zjem na mieście! - wrzasnęłam i wybiegłam z pokoju jak burza.

Tyle tych schodów. Jeden, dwa, trzy, osiem, dwanaście, osiemnaście, dwadzieścia?! I to jeszcze takie wielkie stopnie, że trzeba mieć tak długie nogi, jak europejska modelka... Zeszłam na dół krzyknęłam krótkie "Pa", zanim mój tata będzie się domagał powodu mojego wyjścia.

Wyszłam z ogromnego domu i zaczęłam iść chodnikiem przy niezbyt ruchliwej ulicy. Ciszy szmer drzew towarzyszył moim krokom. To dziwne, że nie miałam ochoty założyć słuchawek i odpłynąć w świat muzyki. Zawsze to coś - zmieniam się. To już zauważyłam wcześniej. Wydoroślałam z lubienia Hello Kitty, noszenia różowych ciuchów i kokardek we włosach. Lecz dalej to z dzieciństwa pozostało - ciekawość świata. Chciałabym wszystko za jednym razem obejrzeć, caluteńki świat. Ale się nie da... Marzenia... Zaczęłam iść nieco zagłuszającą ulicą. Już aż tylu drzew nie było jak w Ota. Miasto było inne. Szłam koło różnych sklepików, butików, barów, od których było czuć koreańskim jedzeniem. To właśnie takie, jak gotowała moja babcia i mama. Te zapachy towarzyszyły mi od zawsze. Uwielbiałam je. Choć były tak bardzo ostre, azjatycka kuchnia zawsze była dla mnie czymś niepowtarzanym. To śmieszne, ale jest tyle dań azjatyckich, że łatwo w nich znaleźć swoją osobowość - łagodna, niewinna jak Juk, albo Bap (dwa koreańskie dania, bardzo zawiesista zupa i ryż z dodatkami typu orzechy i takie tam dziwne składniki). Po drugiej stronie drogi były skrzyżowania przeplatane z placami zabaw. Przepiękna okolica. Ludzie pędzili do przodu bardzo szybko. Każdy gdzieś się śpieszył, dokąd? Nie wiem. Ale każdy z nich miał swój cel. Tak samo jest w życiu. To cudne, że każdy chce coś osiągnąć. Właśnie przechodziłam koło piekarni Mira Bakery. Zalatywało z niech zapachem moich ulubionych ciasteczek. Gościnny zapach zaprosił mnie do środka. Ujrzałam tam kobietę około trzydziestki. Układała paczuszki z świeżo upieczonymi, jeszcze ciepłymi ciastkami. Uśmiechnęłam się i przekroczyłam przez wszystkie półki idąc w stronę kasy. Stał tam mężczyzna w podeszłym wieku.

- Dzień dobry, co podać?
- Poproszę tamte ciasteczka. - wskazałam ręką na półkę ze smakołykami.
Poszedł po słodycze i podał mi torebkę.
- To nazywa się "Malinowe Cudeńka". - zaśmiał się.
- Dobrze, następnym razem jak będę to chciała na pewno wypowiem tą nazwę. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Skąd pochodzisz?
- Z Japonii, ale korzenie mam koreańskie.
- Słychać, inny akcent.
- Aż tak to słychać?
- Owszem, jestem starszym człowiekiem, ale słuch mam jeszcze dobry. - znów się zaśmiał.
- Dobrze, do widzenia. - ukłoniłam się, złapałam torebkę z "Malinowymi Cudeńkami" i pokierowałam się do wyjścia.

Park był już niedaleko, ale miałam jeszcze ponad pół godziny. Postanowiłam pokierować się do pobliskiej kawiarni. Tam spokojnie usiądę i zjem te słodkości, zamówię sobie gorącą czekoladę i poczekam do umówionej godziny. Może to śmieszne, ale gdy jest lato lubię posiedzieć w kawiarni i pić kakaowe słodkości w śnieżnobiałych kubkach. Przekroczyłam próg znanej ze swoich lodów i pysznych gofrów kawiarni i podeszłam do lady. Tam zamówiłam to co chciałam i usiadłam przy małym stoliku na miękkim krześle. Wyjęłam komórkę i zaczęłam usuwać wiadomości. Natrafiłam na jedną przykrą, lecz nigdy wcześniej jej nie widziałam, a była otwarta.

"Hano, to ja, JiWoo. Czy Twoje uczucia są stałe w stosunku do mnie? Czy Ty dalej mnie kochasz? A może ten pocałunek dla Ciebie nic nie znaczył? Dla mnie tak, najcudowniejsze uczucie na świecie. Odwzajemniłaś go, ale potem uciekłaś. Czyli wolisz jego, tak? Bo jest sławny... Mogłem się tego spodziewać..."

Kliknęłam strzałkę w dół.

Wiadomość z: 24.06.2012

Przecież to dwa dni temu. MinHo? No bo kto inny. W ten dzień u niego spałam. Jest jakaś odpowiedz wysłana z mojej strony? Oczywiście, że tak :

"Oczywiście, że wolę jego. Nie dlatego, że jest sławny. Po prostu się w nim zakochałam. Nie zbliżaj się nigdy do mnie. Mam nadzieję, że to są wyraźne znaki tego, że nie chcę, byś to ty był przy mnie..."

Ja nic nie pisałam!
Kelnerka podała mi kubek z czekoladą i zaczęłam jeść ciasteczka popijając napojem.
Nagle do kawiarni wchodzi osoba z dziewczynką około czwartego roku życia i zaczyna krzyczeć "Hana! Hana!"

- Tak? Kim jesteś?
- To ja, Amy.
- Amy? Oh, cześć!
- Hej!
Przytuliłyśmy się mocno. Dobrze jest zobaczyć Amy po tylu latach.
- A to jest moja córeczka. Jak masz na imię? - powiedziała z uśmiechem Amy wskazując na dziewczynkę z pięknymi, brązowymi włosami.
- Jessica... - powiedziała nieśmiało dziewczynka. - Ale możesz do mnie mówić Jess.
Schyliłam się do niej.
- Cześć Jess, mam na imię Hana. - posłałam jej szeroki uśmiech i podałam jej palca wskazującego by mogła go swobodnie objąć rączką. Tak też zrobiła.
- Może chodźmy już do parku. - rzuciła pomysłem Amy.
- Tak, masz rację. - powiedziałam i w tej chwili wyszłyśmy z pomieszczenia.

Zaczęłyśmy iść w stronę parku. Jedno pytanie mnie dręczyło, więc postanowiłam je zadać.

- Amy, czy to naprawdę twoja córka?
- Tak...
- Kiedy to się stało?
- Co?
- No wiesz...
- Aa.. Pięć lat temu. Czyli zaraz po tym, jak opuściłam gimnazjum.
- Jaka była reakcja Twoich rodziców?
- Nie obchodziło ich to. Powiedzieli, że będę tu mieszkać, ale za wszystko związane z dzieckiem ja sama mam płacić. Także rzuciłam szkołę i zajmowałam się dzieckiem.
- A Twój chłopak?
- Jak dowiedział się, że jestem w ciąży rzucił mnie.
- Przykro mi...
- W porządku, poradziłam sobie sama i teraz jestem z tego dumna.

Doszłyśmy do parku w milczeniu. Mała poszła się bawić.
Park mieścił się koło lasu. Jess pobiegła pobawić się na "małpi gaj". Wspinała się, huśtała na linach. Miło było popatrzeć na zabawę słodkiego dziecka. Tak się cieszyła.
Odwróciłyśmy wzrok od maleństwa.

Popatrzyłyśmy na plac zabaw po około dziesięciu minutach. Nie było jej. Podbiegłyśmy tam.
Leżała cała zakrwawiona, a koło niech mężczyzna w masce z pistoletem...

Czy chcecie dziś zwiastun?
Tak dla sprawdzenia, oto on :

Zapowiedź rozdziału 10

Dziewczynka będzie się powoli wykrwawiać. Mężczyzna ponownie strzeli do małej dziewczynki. Co jej się stanie. Czy bardzo będzie zraniona? Czy przeżyje? Tego dowiesz się w następnym rozdziale.

Dziękuję 17 obserwatorom, za 2,711 wyświetleń. 
To bardzo miło z Waszej strony.

Mam nadzieję, że rozdział Was zaciekawił. Oceńcie go w komentarzach. :)


I Hope You Like It ! ^.^

wtorek, 28 sierpnia 2012

Is Anybody Else There? 8

Rozdział 8

Na prośbę jednej z czytelniczek wracam do narracji pierwszoosobowej.


Wiedziałam, że będą kłopoty. Przyciągnęłam do siebie telefon jednym ruchem ręki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Tak papa?
- Hano, gdzie ty jesteś? Przecież miałaś czekać w domu.
- Ja tylko... - zaczęłam się zastanawiać jaki kit mu wcisnąć, bo przecież jak powiem, że spałam u kolegi wkurzy się strasznie... - ...spałam u koleżanki. Nie gniewasz się?
- Nie, dlaczego?
- Tak tylko pytam, bo trochę mówisz innym tonem.
Tak, mówił inaczej. Był jakiś taki ... radosny? Nigdy tak się nie zachowywał od śmierci mojej matki. Wtedy coś mu odbiło i nie spędzał ze mną tyle czasu.
- Córeczko, czy mogłabyś przyjechać taksówką pod adres, który zaraz ci powiem?
- Po co mam gdzieś jechać? Myślałam, że chcesz, bym pojechała do domu.
- Ah tak, racja. To przyjedz do domu i spakuj swoje rzeczy, a potem pojedziemy na lotnisko. - powiedział roześmiany.
- Hmm? Jak to "spakuj swoje rzeczy". Tato, o co chodzi? - spytałam zaniepokojona.
- Wyjaśnię ci jak będziemy na miejscu.
- Gdzie lecimy?
- Wszystkiego dowiesz się w samolocie. - powiedział tym razem poważnie.
- Ale Papa...

Rozłączył się. MinHo zszedł na dół.

- Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku, ale mam jechać do domu, spakować swoje rzeczy i chyba się wyprowadzam.
- Ale tak z dnia na dzień?
- Nie wiem... Chyba coś mu się w głowie poprzewracało.
- Hmm...
Zaczął coś grzebać w swoim I Phone.
- Wpisz mi swój numer.
Podał mi go, a ja wpisałam to, co trzeba.
- Jak mam się zapisać? - powiedziałam z uśmiechem.
- Po prostu "Hana" - posłał mi uśmiech.
"Po prostu Hana" - analizowałam to zdanie w myślach.
- Już, gotowe.
- Dziękuję - jego kąciki ust podniosły się ku górze.
- To ja idę się zebrać na górę, spakować rzeczy i idę.
- Dobrze. - MinHo.
- Odprowadzę Cię. - powiedział Key, a jego słowa zadziwiły wszystkich razem ze mną.
- Nie trzeba, ja to zrobię... - powiedział wkurzony MinHo po pięciu minutach ciszy.
- Nie, naprawdę... Poradzę sobie sama. - powiedziałam, żeby złagodzić atmosferę.
- Nie puszczę cię samej, bo w tak dużym mieście jak Ota może ci się coś stać nawet w dzień. Idziesz ze mną. - uśmiechnął się Key.
MinHo widać, był bardzo wkurzony.
Popatrzyłam na MinHo kojąco.
- Dobrze, ale to jedyny raz! - warknął zły raper.

Poszłam na górę, ubrałam wszystkie ciuchy na siebie. Miałam już iść do łazienki, ale ktoś wszedł do pokoju.

- Może w czymś ci pomóc?
Odwróciłam się. To był MinHo.
- Nie, dziękuję za troskę. - uśmiechnęłam się.
Złożyłam koszulkę i chciałam ją dać "żabie", ale wcisnął mi ją.
- Zatrzymaj ją. Będzie mi bardzo miło jeśli to zrobisz.
- Dziękuję... - przytuliłam go i położyłam koszulkę na łóżku.
Przeczesałam podręcznym grzebieniem, który zawsze noszę ze sobą, swoje włosy i przemyłam wodą twarz. Niestety, szczoteczki do zębów, ani kosmetyków nie miałam tutaj.  Przyjdę do domu to to zrobię.
Wytarłam mokrą buzię w ręcznik podpisany na metce słowem "MinHo" i wyszłam z toalety.
Zaczęłam schodzić po schodach.

- To jak, idziemy już, prawda?
- W zasadzie to szybciej chyba będzie taksówką. - powiedział MinHo odkładając telefon. - Już ją zamówiłem.
KiBum wnerwił się, był cały czerwony.
Chytry uśmieszek rapera nie schodził mu z twarzy.
Wiedziałam dlaczego to zrobić.
Myślał mniej więcej tak : "Zamówię taksówkę, to spędzi z nią mniej czasu."
Zaskakuje mnie... Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Nadjechała taksówka. Wcisnęłam się z Key na tylnych siedzeniach taksówki mknącej małymi uliczkami w Ota. Było mi niedobrze od gorąca i od słodkiego, duszącego zapachu waniliowego odświeżacza powietrza, który zwisał z przedniego lusterka. Chciałam otworzyć okno ale natknęłam się na spojrzenie w lusterku naburmuszonego taksówkarza i powiedział "włączyłem klimę". Był starszym mężczyzną w tweedowej czapce, z krzaczastymi brwiami i tłustym, cienkim kucykiem, zwisający z z tyłu głowy.
Wreszcie dojechaliśmy.

Wyszłam z samochodu żegnając się z KiBum'em i popędziłam do domu. Przekręciłam klucz w zamku i wpadłam do domu jak burza. W przedpokoju leżały dwie walizki, dwie torby i plecak. Było tego sporo. Pierwsze zapakowałam tablet, laptop, MP4, ładowarki, trzy pary słuchawek i tak dalej. Potem wszystko związane z harfą i malowaniem. Następnie kosmetyki i rzeczy do pielęgnacji (ręczniki, mydło, szczoteczka, pasta itp.). Potem ciuchy. Wyszło ich około dwóch walizek.
Zadzwoniłam do taty, że może już wyjeżdżać po mnie.

Za dziesięć minut już był na miejscu. Wpakowałam walizki do kolejnej taksówki i przywitałam się z papą. Starałam się uśmiechać cały czas, ale strach przeszywał mnie od wewnątrz do zewnątrz. Ciekawość mnie zżerała od środka i w końcu musiałam się zapytać.

- Tato, gdzie lecimy?
- Do Korei Południowej.
- Do jakiego miasta?
- Do Seul.
- Po co?
- Zadajesz za dużo pytań. Dowiesz się na miejscu.

Analizowałam zdarzenia. To żadna sprawa związana z babcią, bo ona pochodzi z Incheon. Seul to stolica tego państwa. Po co do tak wielkiego miasta się wybieramy?

Lot minął dość szybko. Lotniskowe sprawy minęły śmiesznie. Żartowaliśmy z tatą. Z lotniska zaczęliśmy jechać taksówką. Droga według taty trwała dwadzieścia minut. Dla mnie jednak to była wieczność.
Dlaczego w każdej taksówce są waniliowe odświeżacze i nie można otwierać okno, bo kierowcom, nie wiem w jaki sposób, to przeszkadza?!

Wysiedliśmy przed dwupiętrowym domem (parter, pierwsze i drugie piętro).
Wielki, zielony ogród. Gdzieniegdzie tuje i inne drzewa z gatunków iglastych. Przeplatały się z niebieskimi, fioletowymi, żółtymi, czerwonymi, pomarańczowymi i białymi kwiatami. Od metalowej bramy wjazdowej do wejścia głównego prowadziła marmurowa dróżka. Szliśmy przez nią mijając duży sad po prawej i grządki z warzywami i małym polem truskawek i malin po lewej.
Tata wcisnął czerwony przycisk przy drzwiach. Otworzyła kobieta, Koreanka, ubrana w czerwoną, obcisłą do kolan sukienkę, rażąco żółte szpilki i jej dodatki były w kolorze jaśniejszym od słońca. Okropne! Mój tata przywitał się z nią pocałunkiem w usta. Nie wiedziałam o co chodzi...
Zaczęła do mnie mówić po japońsku, jedno zdanie, niezbyt jej to wychodziło...

- Umiem koreański. - warknęłam.
- Cześć, pewnie ty jesteś Hana, tak? - powiedziała z uśmiechem.
- Tak.
Kobieta zaczęła wołać swoją córkę.
- Daisy! Chodź na dół.
Słychać było kroki tuptające z drugiego piętra. Były coraz głośniejsze, czyli zbliżała się.
Zza zakrętu wyłoniła się młoda dziewczyna, na oko jakieś dwa lata młodsza ode mnie. Miała twarz zaciekawioną, bo coś przeglądała w tablecie.
Nagle odsłoniła swoją twarz. Miała czarne, proste włosy i tego samego koloru oczy. Była ubrana w czarną sukienkę w białe kropki, taką samą, jaką założyłam na pogrzeb babci i z tego samego materiału bandanę. Miała na nogach puchate, różowe z kotkami kapcie. Zaczęła się drzeć "Oppa! Oppa! Teraz będziesz z nami mieszkać, prawda?". Wkurzyło mnie to, bo jakaś nieznajoma dla mnie dziewczyna rzuciła się na szyję mojemu tacie. On ją przytulił i widać, by szczęśliwy. Postawił moją torbę i walizkę na ziemi.
Ta cała DAISY jak odlepiła się od MOJEGO taty ta starsza zaczęła do niej mówić.

- Daisy, córeczko... Zaprowadź Hanę do jej pokoju.
- Grr... Ja?! Dlaczego ja?! Nawet jej nie znam!!!
"Co za miłe przywitanie." - burknęłam pod nosem.
- Coś mówiłaś? - zwróciła się do mnie kobieta.
- Nie, nic...
Zaczęła mówić do Daisy.
- A chcesz ją jeszcze oprowadzić?!
- Nie! Sama niech się oprowadzi!
- Daisy! Proszę...
- Już dobrze, dobrze... - powiedziała, jakby zrobiła mi wielką łaskę.

Nawet z walizkami i torbami mi nie pomogła, bo jak poprosiłam ją o pomoc to powiedziała "To nie moje walizki..." .

Zaprowadziła mnie do pięknie urządzonego pokoju :


Zaczęłam rozpakowywać rzeczy. Do mojego pokoju wszedł tata.
Wiedziałam, że ta trudna rozmowa będzie nieunikniona.

Hmm... Mam 17 obserwatorów i 2,490 wyświetleń bloga. Dziękuję bardzo ^^

Dziękuję także za 34 komentarze (razem z moimi) pod poprzednim postem.

Mam nadzieję, że warto było czekać te kilka dni.

* Jak podoba Wam się nowy wygląd bloga?