czwartek, 30 sierpnia 2012

Is Anybody Else There? 9

Rozdział 9

*** Myśli MinHo ***

* Tak dla wyjaśnienia, Amy to stara koleżanka Hany. Dwa lata od niej starsza. Po skończeniu gimnazjum (jak Amy skończyła) straciły ze sobą kontakt, bo wyleciała do Seul, do Korei Południowej.

Do ChisanaSekai : Przepraszam, że wybrałam imię dla dziewczynki "Jessica" (będziesz wiedzieć o co chodzi jak przeczytasz), ale kocham to imię. Jak byłam młodsza zawsze jak się bawiłam wrzeszczałam "Ja chcę mieć na imię Jessica!".


Złapał mnie za rękę i zaczął mówić.

- Daisy...
- Daisy?! Mam na imię Hana!
- Przepraszam, Hano - potrząsną głową.
- Tato, to bez sensu. Ona Ci nie zastąpi mamy...
- Nie zastąpi, tylko uzupełni jej miejsce, a to coś innego.
- Ale mama... Mama jest inna! Jak możesz?! - łzy same zaczęły mi spływać po twarzy.
- Nie ma ludzi niezastąpionych, kochanie. - zaczął mówić troskliwie.
- Owszem, są. Mnie niczym nie zastąpisz... Tak samo jak nikt nie zastąpi mi... - chciałam powiedzieć "JiWoo", ale z ust wyszły mi inne słowa - mamy...
- Uwierz, przyzwyczaisz się. - chciał mnie objąć, ale go odepchnęłam.
- Przyzwyczaisz?! Czy ty wiesz, co mówisz?! Nikt nie zapełni w moim sercu takiej pustki jaką zostawiła mi mama. Kochała mnie. Choć miałam tylko dwa lata jak odeszła, czuję dalej jej miękkie włosy, piękny truskawkowy zapach jej perfum, jej ciepło jak mnie przytuliła. Babcia mi pomagała zapomnieć, ale nie mogłam, a teraz i ona odeszła. Świat odebrał mi osoby, które pomagały mi w życiu, bez których załamałabym się już dawno temu. Po tym jak mama odeszła nie istniałeś dla mnie, tylko dla papierów. Czułam, jakby były moją konkurencją. Nie powinnam tak czuć. Nie nauczyłeś mnie niczego w życiu. Nie byłeś tym za kogo cie uważałam. Słowo "tata" dla mnie nie istniało w tym znaczeniu, co powinno. Uważasz, że to dobrze? Więc skoro nikt mi nie zastąpi mamy to tamta pani z arogancją na twarzy też. A więc skoro taty, ani mamy nie ma to... Nie mam rodziców, jestem sierotą... - pięć wielkich, gorzkich łez poleciało po moich policzkach.
- To nie tak...
- A jak?! Nie jestem już dzieckiem. Rozumiem niektóre sprawy. Za dwa tygodnie, czyli dokładnie 10 lipca, skończę osiemnaście lat. Będę pełnoletnia. Nie mam zamiaru tu być, nie chcę. Wyprowadzę się z domu.
- Ale...
- Wyjdź! - krzyknęłam połykając przy tym słone strumienie łez.

Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Rozpakowywałam rzeczy z walizek i toreb.
Zajęło mi to około dwóch godzin, bo zastanawiałam się gdzie co ułożyć. A gdy już to zrobiłam wyjęłam telefon.

"18 Nieodebranych połączeń od: MinHo."

"6 Nieodebranych wiadomości od" MinHo, Amy Twinkle, numer prywatny."

Od: MinHo

Hana, martwię się. Wylądowałaś? Dzwoniłem już ponad 15 razy, a ty nie odpowiadasz. Coś się stało?

Od: MinHo

Hana, wszystko w porządku? Odezwij się...

Od: Amy Twinkle

Hej Hana. Słyszałam od tego JiWoo, że jesteś w Korei, w Seul. Może się spotkamy?

Od: numer prywatny

Jak ci czas mija? Słyszałam, że jesteś w Korei. Twój tata tak powiedział... Tak z dnia na dzień straciłam pracę. Co tam się stało?

Od: numer prywatny

Hana, piszę z telefonu, z biura mojego ojca. Czy jest taka możliwość, żeby Becky się ze mną spotkała? Masz z nią kontakt? To ważne. Bo wyjechała do Polski, a tu chodzi o jej rodzinę... Myah.

Zadzwoniłam do MinHo.

- Halo?
- MinHo?
- Hana? Nic ci nie jest?
- Nie, niby czemu?
- W wiadomościach mówią, że samolot z Ota do Incheon rozbił się.
- Przecież ja leciałam do Seul.
- Ah tak.
- Czemu się tak martwisz?
- Ja? Wcale nie... Po prostu ... Eee... Ymm... Jesteś moją przyjaciółką.
- No tak - zaśmiałam się - MinHo - mistrz kłamstwa, keke.
- Ja? Ymm... Nie!
- Oj dobrze. Coś konkretnego chciałeś wiedzieć?
- Nie... Tylko to, czy żyjesz. - wydawał się być zmartwiony.
- Kiedy przylatujesz - odwróciłam temat, by usłyszeć odrobinę radości w jego głosie.
- Za półtorej tygodnia. Za niedługo się zobaczymy. - powiedział radośnie.
- Ten czas będzie mi płyną na prawdę wolno...
- Tak? - powiedział jakby z nadzieją w głosie.
*** Ej, serce. Nie wiesz, że kiedy rozmawiam, masz nie walić szybciej i aż tak mocno?***
- Oczywiście, bo tata znalazł sobie jakąś dziwną babkę i powiedział, że zastąpi mi i jemu mamę, rozumiesz?
***Miałem nadzieję, że będziesz za mną tęsknić... Że dlatego będzie ci wolno płynąć czas...***
- Tak, rozumiem. To okropne... - w jego głosie słyszałam współczucie.
- Pokłóciliśmy się i powiedziałam, że jeśli się z nią nie rozstanie wyprowadzę się z domu, bo za dwa tygodnie kończę osiemnaście lat. - łza popłynęła mi po policzku.
***Tak, rozumiem. Tak bardzo chcę być teraz przy tobie. Przytuliłbym cię, a ty byś się swobodnie wypłakała. Moja bluzka posłużyłaby ci jako podpora w trudnych chwilach, chusteczka kiedy płaczesz i ciepły koc kiedy marzniesz***
- Nie płacz, wszystko się ułoży... Obiecuję, kiedy przylecę porozmawiamy razem.
- Dziękuję, że jesteś.
***W końcu istnieję tylko dla ciebie. Kocham cię. Zawsze będę przy Tobie. Może nie ciałem, ale duchem...***
- Proszę... Ale ty na serio masz urodziny za dwa tygodnie?
- Tak, już osiemnaste. - powiedziałam z radością w głosie.
- To super. Robisz imprezę?
- Tak.
***Nie zapraszaj Key! Nie zapraszaj Key! On Cię uwiedzie... Proszę, nie zapraszaj KiBum'a!***
- Dostaniesz ode mnie śliczny prezent.
- Nie trzeba...
***Jesteś moim diamentem. Muszę, inaczej nie potrafię.***
- Ojj... I tak dostaniesz!
- I zaproszę w pierwszej kolejności taką osobę... Wyjątkową.
***Czy to ja? No proszę, powiedz, to ja?***
- Kto to jest? - zapytał mnie z nadzieją w głosie.
- To Amy. Jest cudowna. - zaśmiałam się.
***Jaka Amy? To nie ja? A co z tym, który Cię wspiera?***
- Yhmm...
- Dobrze, ja kończę.
***Nie, proszę. Chcę cały czas słyszeć Twój głos...***
- Ok, ja też muszę kończyć.
- To pa!
***Pa kochanie!***
- Cześć.

Rozłączyłam się. Fajnie, że mam takiego przyjaciela, jakim jest MinHo.
Odpisałam Myah (dziewczyna z balu) :

"Aktualnie jestem w Korei, nie mam z nią kontaktu, ale spróbuj zadzwonić."

Ominęłam ten pierwszy SMS z numeru prywatnego, bo nie wiedziałam kto to.

Ah, ta Amy. Oczywiście, że tak! ^.^

"Pewnie, a skąd wiesz?"

SMS nadszedł dość szybko :

"Mama mi mówiła. Przejdziemy się z moim skarbem, dobrze?"

Do: Amy

"Dobrze, za godzinę w parku, może być?"

Od: Amy

"W którym, mamy ich kilka :D"

Do: Amy

"W dzielnicy Jung-gu, bo tu mieszkam."


Od: Amy

"To dwie dzielnice dalej od mojego domu. Egh... Przejdę się z małą."

Do: Amy

"To za godzinę w parku. Jesteśmy umówione! >.<"

Od mojego domu to było jakieś piętnaście minut, ale żeby się nie śpieszyć wyjdę sobie teraz.

Usłyszałam dość niemiły głos Daisy z dołu.

- Złaź na dół! Obiad!!! - miała taki wredny głos, że tysiąc starszych, skrzeczących babć jej nie pobije.
- Nie jestem głodna. Zjem na mieście! - wrzasnęłam i wybiegłam z pokoju jak burza.

Tyle tych schodów. Jeden, dwa, trzy, osiem, dwanaście, osiemnaście, dwadzieścia?! I to jeszcze takie wielkie stopnie, że trzeba mieć tak długie nogi, jak europejska modelka... Zeszłam na dół krzyknęłam krótkie "Pa", zanim mój tata będzie się domagał powodu mojego wyjścia.

Wyszłam z ogromnego domu i zaczęłam iść chodnikiem przy niezbyt ruchliwej ulicy. Ciszy szmer drzew towarzyszył moim krokom. To dziwne, że nie miałam ochoty założyć słuchawek i odpłynąć w świat muzyki. Zawsze to coś - zmieniam się. To już zauważyłam wcześniej. Wydoroślałam z lubienia Hello Kitty, noszenia różowych ciuchów i kokardek we włosach. Lecz dalej to z dzieciństwa pozostało - ciekawość świata. Chciałabym wszystko za jednym razem obejrzeć, caluteńki świat. Ale się nie da... Marzenia... Zaczęłam iść nieco zagłuszającą ulicą. Już aż tylu drzew nie było jak w Ota. Miasto było inne. Szłam koło różnych sklepików, butików, barów, od których było czuć koreańskim jedzeniem. To właśnie takie, jak gotowała moja babcia i mama. Te zapachy towarzyszyły mi od zawsze. Uwielbiałam je. Choć były tak bardzo ostre, azjatycka kuchnia zawsze była dla mnie czymś niepowtarzanym. To śmieszne, ale jest tyle dań azjatyckich, że łatwo w nich znaleźć swoją osobowość - łagodna, niewinna jak Juk, albo Bap (dwa koreańskie dania, bardzo zawiesista zupa i ryż z dodatkami typu orzechy i takie tam dziwne składniki). Po drugiej stronie drogi były skrzyżowania przeplatane z placami zabaw. Przepiękna okolica. Ludzie pędzili do przodu bardzo szybko. Każdy gdzieś się śpieszył, dokąd? Nie wiem. Ale każdy z nich miał swój cel. Tak samo jest w życiu. To cudne, że każdy chce coś osiągnąć. Właśnie przechodziłam koło piekarni Mira Bakery. Zalatywało z niech zapachem moich ulubionych ciasteczek. Gościnny zapach zaprosił mnie do środka. Ujrzałam tam kobietę około trzydziestki. Układała paczuszki z świeżo upieczonymi, jeszcze ciepłymi ciastkami. Uśmiechnęłam się i przekroczyłam przez wszystkie półki idąc w stronę kasy. Stał tam mężczyzna w podeszłym wieku.

- Dzień dobry, co podać?
- Poproszę tamte ciasteczka. - wskazałam ręką na półkę ze smakołykami.
Poszedł po słodycze i podał mi torebkę.
- To nazywa się "Malinowe Cudeńka". - zaśmiał się.
- Dobrze, następnym razem jak będę to chciała na pewno wypowiem tą nazwę. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Skąd pochodzisz?
- Z Japonii, ale korzenie mam koreańskie.
- Słychać, inny akcent.
- Aż tak to słychać?
- Owszem, jestem starszym człowiekiem, ale słuch mam jeszcze dobry. - znów się zaśmiał.
- Dobrze, do widzenia. - ukłoniłam się, złapałam torebkę z "Malinowymi Cudeńkami" i pokierowałam się do wyjścia.

Park był już niedaleko, ale miałam jeszcze ponad pół godziny. Postanowiłam pokierować się do pobliskiej kawiarni. Tam spokojnie usiądę i zjem te słodkości, zamówię sobie gorącą czekoladę i poczekam do umówionej godziny. Może to śmieszne, ale gdy jest lato lubię posiedzieć w kawiarni i pić kakaowe słodkości w śnieżnobiałych kubkach. Przekroczyłam próg znanej ze swoich lodów i pysznych gofrów kawiarni i podeszłam do lady. Tam zamówiłam to co chciałam i usiadłam przy małym stoliku na miękkim krześle. Wyjęłam komórkę i zaczęłam usuwać wiadomości. Natrafiłam na jedną przykrą, lecz nigdy wcześniej jej nie widziałam, a była otwarta.

"Hano, to ja, JiWoo. Czy Twoje uczucia są stałe w stosunku do mnie? Czy Ty dalej mnie kochasz? A może ten pocałunek dla Ciebie nic nie znaczył? Dla mnie tak, najcudowniejsze uczucie na świecie. Odwzajemniłaś go, ale potem uciekłaś. Czyli wolisz jego, tak? Bo jest sławny... Mogłem się tego spodziewać..."

Kliknęłam strzałkę w dół.

Wiadomość z: 24.06.2012

Przecież to dwa dni temu. MinHo? No bo kto inny. W ten dzień u niego spałam. Jest jakaś odpowiedz wysłana z mojej strony? Oczywiście, że tak :

"Oczywiście, że wolę jego. Nie dlatego, że jest sławny. Po prostu się w nim zakochałam. Nie zbliżaj się nigdy do mnie. Mam nadzieję, że to są wyraźne znaki tego, że nie chcę, byś to ty był przy mnie..."

Ja nic nie pisałam!
Kelnerka podała mi kubek z czekoladą i zaczęłam jeść ciasteczka popijając napojem.
Nagle do kawiarni wchodzi osoba z dziewczynką około czwartego roku życia i zaczyna krzyczeć "Hana! Hana!"

- Tak? Kim jesteś?
- To ja, Amy.
- Amy? Oh, cześć!
- Hej!
Przytuliłyśmy się mocno. Dobrze jest zobaczyć Amy po tylu latach.
- A to jest moja córeczka. Jak masz na imię? - powiedziała z uśmiechem Amy wskazując na dziewczynkę z pięknymi, brązowymi włosami.
- Jessica... - powiedziała nieśmiało dziewczynka. - Ale możesz do mnie mówić Jess.
Schyliłam się do niej.
- Cześć Jess, mam na imię Hana. - posłałam jej szeroki uśmiech i podałam jej palca wskazującego by mogła go swobodnie objąć rączką. Tak też zrobiła.
- Może chodźmy już do parku. - rzuciła pomysłem Amy.
- Tak, masz rację. - powiedziałam i w tej chwili wyszłyśmy z pomieszczenia.

Zaczęłyśmy iść w stronę parku. Jedno pytanie mnie dręczyło, więc postanowiłam je zadać.

- Amy, czy to naprawdę twoja córka?
- Tak...
- Kiedy to się stało?
- Co?
- No wiesz...
- Aa.. Pięć lat temu. Czyli zaraz po tym, jak opuściłam gimnazjum.
- Jaka była reakcja Twoich rodziców?
- Nie obchodziło ich to. Powiedzieli, że będę tu mieszkać, ale za wszystko związane z dzieckiem ja sama mam płacić. Także rzuciłam szkołę i zajmowałam się dzieckiem.
- A Twój chłopak?
- Jak dowiedział się, że jestem w ciąży rzucił mnie.
- Przykro mi...
- W porządku, poradziłam sobie sama i teraz jestem z tego dumna.

Doszłyśmy do parku w milczeniu. Mała poszła się bawić.
Park mieścił się koło lasu. Jess pobiegła pobawić się na "małpi gaj". Wspinała się, huśtała na linach. Miło było popatrzeć na zabawę słodkiego dziecka. Tak się cieszyła.
Odwróciłyśmy wzrok od maleństwa.

Popatrzyłyśmy na plac zabaw po około dziesięciu minutach. Nie było jej. Podbiegłyśmy tam.
Leżała cała zakrwawiona, a koło niech mężczyzna w masce z pistoletem...

Czy chcecie dziś zwiastun?
Tak dla sprawdzenia, oto on :

Zapowiedź rozdziału 10

Dziewczynka będzie się powoli wykrwawiać. Mężczyzna ponownie strzeli do małej dziewczynki. Co jej się stanie. Czy bardzo będzie zraniona? Czy przeżyje? Tego dowiesz się w następnym rozdziale.

Dziękuję 17 obserwatorom, za 2,711 wyświetleń. 
To bardzo miło z Waszej strony.

Mam nadzieję, że rozdział Was zaciekawił. Oceńcie go w komentarzach. :)


I Hope You Like It ! ^.^

wtorek, 28 sierpnia 2012

Is Anybody Else There? 8

Rozdział 8

Na prośbę jednej z czytelniczek wracam do narracji pierwszoosobowej.


Wiedziałam, że będą kłopoty. Przyciągnęłam do siebie telefon jednym ruchem ręki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Tak papa?
- Hano, gdzie ty jesteś? Przecież miałaś czekać w domu.
- Ja tylko... - zaczęłam się zastanawiać jaki kit mu wcisnąć, bo przecież jak powiem, że spałam u kolegi wkurzy się strasznie... - ...spałam u koleżanki. Nie gniewasz się?
- Nie, dlaczego?
- Tak tylko pytam, bo trochę mówisz innym tonem.
Tak, mówił inaczej. Był jakiś taki ... radosny? Nigdy tak się nie zachowywał od śmierci mojej matki. Wtedy coś mu odbiło i nie spędzał ze mną tyle czasu.
- Córeczko, czy mogłabyś przyjechać taksówką pod adres, który zaraz ci powiem?
- Po co mam gdzieś jechać? Myślałam, że chcesz, bym pojechała do domu.
- Ah tak, racja. To przyjedz do domu i spakuj swoje rzeczy, a potem pojedziemy na lotnisko. - powiedział roześmiany.
- Hmm? Jak to "spakuj swoje rzeczy". Tato, o co chodzi? - spytałam zaniepokojona.
- Wyjaśnię ci jak będziemy na miejscu.
- Gdzie lecimy?
- Wszystkiego dowiesz się w samolocie. - powiedział tym razem poważnie.
- Ale Papa...

Rozłączył się. MinHo zszedł na dół.

- Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku, ale mam jechać do domu, spakować swoje rzeczy i chyba się wyprowadzam.
- Ale tak z dnia na dzień?
- Nie wiem... Chyba coś mu się w głowie poprzewracało.
- Hmm...
Zaczął coś grzebać w swoim I Phone.
- Wpisz mi swój numer.
Podał mi go, a ja wpisałam to, co trzeba.
- Jak mam się zapisać? - powiedziałam z uśmiechem.
- Po prostu "Hana" - posłał mi uśmiech.
"Po prostu Hana" - analizowałam to zdanie w myślach.
- Już, gotowe.
- Dziękuję - jego kąciki ust podniosły się ku górze.
- To ja idę się zebrać na górę, spakować rzeczy i idę.
- Dobrze. - MinHo.
- Odprowadzę Cię. - powiedział Key, a jego słowa zadziwiły wszystkich razem ze mną.
- Nie trzeba, ja to zrobię... - powiedział wkurzony MinHo po pięciu minutach ciszy.
- Nie, naprawdę... Poradzę sobie sama. - powiedziałam, żeby złagodzić atmosferę.
- Nie puszczę cię samej, bo w tak dużym mieście jak Ota może ci się coś stać nawet w dzień. Idziesz ze mną. - uśmiechnął się Key.
MinHo widać, był bardzo wkurzony.
Popatrzyłam na MinHo kojąco.
- Dobrze, ale to jedyny raz! - warknął zły raper.

Poszłam na górę, ubrałam wszystkie ciuchy na siebie. Miałam już iść do łazienki, ale ktoś wszedł do pokoju.

- Może w czymś ci pomóc?
Odwróciłam się. To był MinHo.
- Nie, dziękuję za troskę. - uśmiechnęłam się.
Złożyłam koszulkę i chciałam ją dać "żabie", ale wcisnął mi ją.
- Zatrzymaj ją. Będzie mi bardzo miło jeśli to zrobisz.
- Dziękuję... - przytuliłam go i położyłam koszulkę na łóżku.
Przeczesałam podręcznym grzebieniem, który zawsze noszę ze sobą, swoje włosy i przemyłam wodą twarz. Niestety, szczoteczki do zębów, ani kosmetyków nie miałam tutaj.  Przyjdę do domu to to zrobię.
Wytarłam mokrą buzię w ręcznik podpisany na metce słowem "MinHo" i wyszłam z toalety.
Zaczęłam schodzić po schodach.

- To jak, idziemy już, prawda?
- W zasadzie to szybciej chyba będzie taksówką. - powiedział MinHo odkładając telefon. - Już ją zamówiłem.
KiBum wnerwił się, był cały czerwony.
Chytry uśmieszek rapera nie schodził mu z twarzy.
Wiedziałam dlaczego to zrobić.
Myślał mniej więcej tak : "Zamówię taksówkę, to spędzi z nią mniej czasu."
Zaskakuje mnie... Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Nadjechała taksówka. Wcisnęłam się z Key na tylnych siedzeniach taksówki mknącej małymi uliczkami w Ota. Było mi niedobrze od gorąca i od słodkiego, duszącego zapachu waniliowego odświeżacza powietrza, który zwisał z przedniego lusterka. Chciałam otworzyć okno ale natknęłam się na spojrzenie w lusterku naburmuszonego taksówkarza i powiedział "włączyłem klimę". Był starszym mężczyzną w tweedowej czapce, z krzaczastymi brwiami i tłustym, cienkim kucykiem, zwisający z z tyłu głowy.
Wreszcie dojechaliśmy.

Wyszłam z samochodu żegnając się z KiBum'em i popędziłam do domu. Przekręciłam klucz w zamku i wpadłam do domu jak burza. W przedpokoju leżały dwie walizki, dwie torby i plecak. Było tego sporo. Pierwsze zapakowałam tablet, laptop, MP4, ładowarki, trzy pary słuchawek i tak dalej. Potem wszystko związane z harfą i malowaniem. Następnie kosmetyki i rzeczy do pielęgnacji (ręczniki, mydło, szczoteczka, pasta itp.). Potem ciuchy. Wyszło ich około dwóch walizek.
Zadzwoniłam do taty, że może już wyjeżdżać po mnie.

Za dziesięć minut już był na miejscu. Wpakowałam walizki do kolejnej taksówki i przywitałam się z papą. Starałam się uśmiechać cały czas, ale strach przeszywał mnie od wewnątrz do zewnątrz. Ciekawość mnie zżerała od środka i w końcu musiałam się zapytać.

- Tato, gdzie lecimy?
- Do Korei Południowej.
- Do jakiego miasta?
- Do Seul.
- Po co?
- Zadajesz za dużo pytań. Dowiesz się na miejscu.

Analizowałam zdarzenia. To żadna sprawa związana z babcią, bo ona pochodzi z Incheon. Seul to stolica tego państwa. Po co do tak wielkiego miasta się wybieramy?

Lot minął dość szybko. Lotniskowe sprawy minęły śmiesznie. Żartowaliśmy z tatą. Z lotniska zaczęliśmy jechać taksówką. Droga według taty trwała dwadzieścia minut. Dla mnie jednak to była wieczność.
Dlaczego w każdej taksówce są waniliowe odświeżacze i nie można otwierać okno, bo kierowcom, nie wiem w jaki sposób, to przeszkadza?!

Wysiedliśmy przed dwupiętrowym domem (parter, pierwsze i drugie piętro).
Wielki, zielony ogród. Gdzieniegdzie tuje i inne drzewa z gatunków iglastych. Przeplatały się z niebieskimi, fioletowymi, żółtymi, czerwonymi, pomarańczowymi i białymi kwiatami. Od metalowej bramy wjazdowej do wejścia głównego prowadziła marmurowa dróżka. Szliśmy przez nią mijając duży sad po prawej i grządki z warzywami i małym polem truskawek i malin po lewej.
Tata wcisnął czerwony przycisk przy drzwiach. Otworzyła kobieta, Koreanka, ubrana w czerwoną, obcisłą do kolan sukienkę, rażąco żółte szpilki i jej dodatki były w kolorze jaśniejszym od słońca. Okropne! Mój tata przywitał się z nią pocałunkiem w usta. Nie wiedziałam o co chodzi...
Zaczęła do mnie mówić po japońsku, jedno zdanie, niezbyt jej to wychodziło...

- Umiem koreański. - warknęłam.
- Cześć, pewnie ty jesteś Hana, tak? - powiedziała z uśmiechem.
- Tak.
Kobieta zaczęła wołać swoją córkę.
- Daisy! Chodź na dół.
Słychać było kroki tuptające z drugiego piętra. Były coraz głośniejsze, czyli zbliżała się.
Zza zakrętu wyłoniła się młoda dziewczyna, na oko jakieś dwa lata młodsza ode mnie. Miała twarz zaciekawioną, bo coś przeglądała w tablecie.
Nagle odsłoniła swoją twarz. Miała czarne, proste włosy i tego samego koloru oczy. Była ubrana w czarną sukienkę w białe kropki, taką samą, jaką założyłam na pogrzeb babci i z tego samego materiału bandanę. Miała na nogach puchate, różowe z kotkami kapcie. Zaczęła się drzeć "Oppa! Oppa! Teraz będziesz z nami mieszkać, prawda?". Wkurzyło mnie to, bo jakaś nieznajoma dla mnie dziewczyna rzuciła się na szyję mojemu tacie. On ją przytulił i widać, by szczęśliwy. Postawił moją torbę i walizkę na ziemi.
Ta cała DAISY jak odlepiła się od MOJEGO taty ta starsza zaczęła do niej mówić.

- Daisy, córeczko... Zaprowadź Hanę do jej pokoju.
- Grr... Ja?! Dlaczego ja?! Nawet jej nie znam!!!
"Co za miłe przywitanie." - burknęłam pod nosem.
- Coś mówiłaś? - zwróciła się do mnie kobieta.
- Nie, nic...
Zaczęła mówić do Daisy.
- A chcesz ją jeszcze oprowadzić?!
- Nie! Sama niech się oprowadzi!
- Daisy! Proszę...
- Już dobrze, dobrze... - powiedziała, jakby zrobiła mi wielką łaskę.

Nawet z walizkami i torbami mi nie pomogła, bo jak poprosiłam ją o pomoc to powiedziała "To nie moje walizki..." .

Zaprowadziła mnie do pięknie urządzonego pokoju :


Zaczęłam rozpakowywać rzeczy. Do mojego pokoju wszedł tata.
Wiedziałam, że ta trudna rozmowa będzie nieunikniona.

Hmm... Mam 17 obserwatorów i 2,490 wyświetleń bloga. Dziękuję bardzo ^^

Dziękuję także za 34 komentarze (razem z moimi) pod poprzednim postem.

Mam nadzieję, że warto było czekać te kilka dni.

* Jak podoba Wam się nowy wygląd bloga?

czwartek, 23 sierpnia 2012

Is Anybody Else There? 7

Rozdział 7

Od dziś będę pisać rozdziały w narracji trzecioosobowej (opowiadam nie biorąc udziału w wydarzeniach, narracja wszechwiedząca). Od czasu do czasu będę pisać narrację poszczególnych bohaterów.




Od : JiWoo

"Przepraszam za ten motor wczoraj. Pogadamy? Spotkajmy się za 30 minut w parku"

Do : JiWoo

"Wybaczam. Dobrze, możemy się spotkać."

*** Narracja Hany ***

Tak, podobał mi się coraz bardziej. Krzywdził, ale wracał. Zawsze. Sytuacja się znów powtórzyła. Wybaczyłam, choć nie powinnam. Dlaczego? Nie wiem. Po prostu nie umiem inaczej.
Poprawiłam się. Poprawiłam makijaż i założyłam inną sukienkę - taką jasnoróżową i zostawiłam te buty jakie miałam. Wszystkie potrzebne rzeczy - komórka, chusteczki higieniczne, portfel, jakieś tam cukierki, spakowałam do dość małej, czarnej torebeczki. Z trudem zdołałam ją zapiąć. Zawiesiłam ją na prawym ramieniu i przekroczyłam wszystkie progi w domu. Wyszłam kierując się w stronę parku oddalonego od mojego domu jakieś pięćset metrów. Przyśpieszyłam kroku, by zdążyć na czas. Usiadłam na jednej z ławek w pięknej alei. Widać było kwitnące, czerwcowe wiśnie. Uwielbiałam ich zapach i wygląd. Byłam przed czasem. Spoglądałam na nie. To piękny widok, który skłaniał mnie do łagodności. To, co czułam w powietrzu, było inne. To miłość krążyła w powietrzu. Byłam obtoczona parami. To mnie trochę wprawiło w nieśmiałość.

- Hana... - usłyszałam głos Lee zza moich pleców.
- Ahh... To ty. - posłałam mu miły uśmiech.

*** Narracja trzecioosobowa ***

Przysiadł koło panienki z podstępnym uśmieszkiem. Miała obawy, lecz nie pokazywała tego.
- Więc... Po co chciałeś się ze mną spotkać? - zapytała niepewnie.
- Hmm... A ty po co przyszłaś? - uśmiechnął się.
- Ja... Ymm... Bo mnie prosiłeś... - zarumieniła się.
Zauważył to szybko. 
- Nie martw się, też to czuję...
Zaczął się do niej zbliżać. Zamknęła oczy. Wiedziała co to oznacza. Słyszała coraz bliżej siebie jego oddech. Nagle poczuła jego usta na swoich. Całował lekko.
Oderwała go od siebie.
- Nie mogę, nie potrafię... Po prostu jesteś bliski mojemu sercu, ale tam naprawdę nie znam Cię...
Popatrzyła w lewo. Po drodze szła znajoma postać, która patrzyła na nich z dość smutnym wyrazem twarzy.
Podbiegła do niego lecz on odepchną ją od siebie i zaczął gonić.

*** Narracja MinHo ***

Myślałem, że to pójdzie tak łatwo. Kłamała... Dlaczego? "Nie miałam jeszcze chłopaka" ,lecz nie zapytałem, czy podoba jej się ktoś. Nadzieja... Naiwność... Dlaczego wierzyłem, że też coś do mnie czuje? Dlaczego wierzyłem w słowa "miłość od pierwszego wejrzenia"? Kim jestem? Zawsze na miejscu tego biegnącego chłopaka był "rozważny i ostrożny MinHo". Teraz? "Naiwny i wierzący w przeznaczenie"? Dlaczego? Co ona ze mną zrobiła? Przecież taka drobna, mała, delikatna istota nie mogłaby ... Nie mogłaby przewrócić całe moje życie do góry nogami. Co się stało z "MinHo lubiącym rywalizację"? Dlaczego już nie chcę walczyć i tak łatwo się poddaję? Nie, to nie jest przelotna miłość. To coś więcej...  Krzyczę nie otwierając ust. Nie jestem już odważny? Przecież zawsze taki byłem... Stałem się przez nią tchórzliwy. To ona sprawia, że wariuję...

***

Z trudem można było dogonić wysokiego człowieka z twarzą przepełnioną łzami. Miał bardzo dobrą kondycję... Dobiegła do niego i dotknęła jego szyi. Zatrzymał się, lecz nie odwrócił. Nie chciał.
Podeszła do niego i podniosła opuszczoną głowę w górę.

- Proszę nie płacz... To nie tak...
- A jak?!
- Wysłał SMS z prośbą o spotkanie się pod pretekstem przeprosin... MinHo, to nie tak! - po jej policzku spłynęła łza.
- Wiesz jak brzmiało ostatnie zdanie, które obiecałem ci powiedzieć?
Pokiwała przecząco głową.
- Zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia...
Nic nie odpowiedziała. Spojrzała tylko prosto w jego błyszczące i załzawione oczy swoimi "iskierkami nadziei".
Przytuliła go mocno. Nic nie powiedziała, a jej usta ani razu nie drgnęły.
Dalej czuła coś do Lee, ale to już nie było aż takie mocne.
A MinHo, to tylko przyjaciel. Nie kochała go. Czuła się przy nim bezpiecznie. Nie czuła do niego nic więcej niż tylko przyjaźń. Cieszyła się, że ma kogoś takiego.

MinHo postanowił przedstawić jej SHINee.
Jechali autobusem w stronę ich domu, ponieważ to dość długa droga do przejścia. Wybrali pojazd. Po jakichś dziesięciu minutach byli w tymczasowym domu SHINee. Byli tu tylko przez dwa koncerty. Jeszcze trzy i wyjeżdżają na wakacje, a potem do Korei Południowej, do Seul. Zapukał do drzwi.
Otworzył Key. Zaskoczony otworzył buzię. Zaczął mówić.

- Ej, chłopcy chodźcie. Przyszedł MinHo i... - Key zaczął drapać się po głowie.
- Hana - dziewczyna wtrąciła.
Diva zarumienił się.
- O, miło cię znów widzieć Hana! - mówił TaeMin popijając mleko bananowe.
- Mi ciebie również. - posłała mu uśmiech.
- MinHo, jesteś bez manier. Może zaproponujesz panience coś do picia? - JongHyun.
- Masz rację... - do JongHyuna - Masz na coą ochotę do jedzenia, bądź picia? - zwrócił się do dziewczyny.
- Nie, dziękuję. - znów te kąciki ust podniosły się ku niebu.
- To może ja cię oprowadzę? Hmm? - MinHo.
- Dobrze, jak zechcesz... - Hana.

Zaczęli od salonu. Był wieki. Wzorowany na kolorach spokojnych - beżowy, pomarańczowy, kremowy, żółty, biały... Widać, KiBum się postarał. Na ścianie wisiała plazma, a na przeciw niej była wygodna, brązowa kanapa. Poduszki na niej były koloru zielonego. Przed nią znajdował się mały stolik. Koło telewizora były dwie gry PS3 Move i XBOX 360. Panienka patrzyła jak Onew meczy się z siatkówką. Wczuwał się w to, co robił. Nie mógł wygrać. Dziewczyna patrzyła na niego z zabawna miną, co chwilę się śmiejąc. W końcu wzięła dwa kontrolery od spoconego lidera i zaczęła grać. Wygrała z przeciwną drużyną 25 : 9 mając satysfakcję z tego, że jest lepsza od najstarszego członka zespołu w grę "Sports Champions".

Następnym pomieszczeniem była kuchnia. Drewniane meble i zielone ściany wyglądały razem bardzo przytulnie. Wszędzie było czysto. To się bardzo jej podobało. Nowoczesna kuchnia połączona z przytulnością. To były zdecydowanie jej klimaty. Przy długiej ścianie stał stolik z sześcioma krzesłami. Na nim obrus w kolorze trawy i serwetki.

Zaczęli iść w górę gdzie znajdowało się pięć pokoi i łazienka. Weszli do pierwszego z nich. Od MinHo wiadomo było, że to pokój JongHyun'a. Ściany były w kolorze łososiowym. Stało tu biurko, na nim mnóstwo papierów. Przy nim półka z nutami. W kącie stało pianino, przy nim łóżko dwuosobowe. Popatrzyła na nie pytająco i szybko odpowiedział "JongHyun się strasznie rozwala w nocy. tak samo jak  ja i Onew". Na ścianach było widać dużo zdjęć rodziny. Tyle, że zabrakło na nich taty. Wielki plakat z pierwszego debiutu w Japonii wisiał nad szafeczką, na której stała lampka nocna. Ale w pokoju nie było porządku. Wszędzie były jakieś piosenki i papierki po cukierkach.

Kolejny był Key. Wystylizowany na bardziej nowoczesny, ciemnofioletowy i biały pokój. Meble się błyszczały, można było się w nich przejrzeć. Pojedyncze łóżko zaścielone perfekcyjnie fiołkową pościelą. Wielka garderoba i wszędzie na niej lustra. Wszędzie różne obrazki z koncertów i oczywiście rysunki. MinHo zaczął mówić do Hany "On także uwielbia malarstwo". Puchaty, fioletowy dywan, przyjemny dla stóp. Porządek wszędzie. Przy łóżku na szafeczce nocnej zamiast lampy był laptop.

Kolejny pokój był tego najstarszego - Onew. Jednak ten wbiegł na piętro i nie pozwolił wchodzić do pomieszczenia. To samo było z pokojem maknae - TaeMin'a.

No i nadszedł czas na pokój, który najbardziej mnie interesował - zaciszne miejsce MinHo.
Nic dodać, nic ująć.


Czysty, zadbany. Zwracając większą uwagę na łóżko można zobaczyć koszulkę...

Do Hany zadzwonił telefon.
To jej ojciec.

- Tak tato?
- Przepraszam, ale dziś w domu musisz zostać sama, bo...
- Tak, tak... Praca...
- No właśnie.
- Dobrze, ja się rozłączam, bo nie mogę teraz rozmawiać.

Hana rozłączyła się. Usiadła na obrotowym krześle przy biurku.
Popatrzyła na zegarek.

- MinHo, już 21:47. Muszę wracać do domu.
- Hmm... Dobrze, odprowadzić Cię?
- Jeśli chcesz...

Wyszliśmy z domu. Popatrzyliśmy na rozkład autobusów. O tej godzinie już żaden tutaj nie przyjedzie. Hana ma do domu godzinę drogi.
MinHo postanowił zadzwonić po taksówkę.

"Do dwóch godzin wszystkie są zajęte" 

Nie było innego wyjścia... Wrócili do domu SHINee.

- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony Onew
- Żaden autobus nie jeździ o tej godzinie, taksówki są do dwóch godzin zajęte, a na nogach do godziny powinno się dojść, tyle, że Hany samej nie puszczę, a jak pójdę z nią to wrócę po 23:00. - MinHo
- Hmm... Czyli... - TaeMin
- Tak, śpi u nas... - MinHo.
- Ale w którym pokoju? - JongHyun.
- O to się nie martw... - MinHo.

Mężczyzna zaprowadził dziewczynę do swojego pokoju. Uśmiechnął się i zaczął grzebać w szafie. Znalazł koszulkę dość za dużą na tak szczupłą dziewczynę jaką była Hana.
Dziewczyna poszła do łazienki. Przebrała się w koszulkę sięgającą jej za uda z napisem "My Name Is Minho"


Gdy wyszła z łazienki i przekroczyła próg pokoju owego rapera siedzącego na łóżku. Zaczął się śmiać i powtórzył słowa napisane na koszulce.

- Głupia koszulka. Przecież nie mam na imię MinHo tylko Choi. I ty nie jesteś mną.
- To ty mi dałeś taką koszulkę. - uśmiechnęła się

Usiadła koło niego na łóżku.

- To ty dziś śpisz tutaj... - wskazał na łóżko.
Dziewczyna zdziwiła się i dodała - O nie nie! A ty niby gdzie śpisz?!
- No po drugiej stronie... - dodał zarumieniony.
- Czyli...
- Tak.

Położyła się skrepowana po prawej stronie na krawędzi.

Rano. - 12:34 :D

Zostali obudzeni przez słońce wdzierające się śmiało do pokoju i przez kłótnię TaeMin'a i Onew o to, który ma robić śniadanie-obiad.

- Onew! Jesteś starszy! - wydzierał się maknae
- No właśnie! Starszym się ustępuje. - podtrzymywał kłótnię kurczak.
- Młodszym też! - wystawił język TaeMin.
- No tak, przepraszam. Dziewczynom się ustępuje... - zaśmiał się Onew.

Skończyło się na tym, że Hana zeszła na dół. Rozdzieliła dwójkę kłótliwych mężczyzn i sama zrobiła śniadanie.

Do Hany zadzwonił telefon od wnerwionego taty...

Ale się rozpisałam. Mam nadzieję, że to docenicie 7 komentarzami do tego postu.

Przed wyjazdem postanowiłam dodać dłuższy... Mam nadzieję, że się podoba i że 4 godziny siedzenia nad nim nie poszło na marne.

Dziękuję ; )

Obserwatorzy - 17
Wyświetlenia - 2,036

~ Hwaiting ! ^.^




środa, 22 sierpnia 2012

Is Anybody Else There? 6

Rozdział 6



Zeszłam ze sceny. Jakby na palcach. Tak cicho, że nikt oprócz mnie nie słyszał, że idę. Wzięłam ciężką harfę i miałam ją zanieść do sali muzycznej, z której prawie nikt nie korzystał, bo to szkoła plastyczna. Chciałam wychodzić. Stałam już tylko trzy centymetry od drzwi, które prowadziły na korytarz. Ktoś złapał mnie za rękę.

- Hana, może ci pomóc?
Odwróciłam się. To był ten najwyższy z tego zespołu.
- Onew, tak?
- Nie, MinHo. - uśmiechnął się i wziął moją harfę. Prowadziłam go do drzwi sali muzycznej w miedzy czasie z nim rozmawiając.
- To co robisz w naszej szkole?
- Mieliśmy dzień wolny i tak jakby się wprosiliśmy. Wiesz, TaeMin'a dziś z nami nie było, bo też ma zakończenie więc ...
- Mogliście iść do jego szkoły...
- No tak, ale... - zaczął się zastanawiać.
"Co by tu wymyślić, co zmyślić, kurde, wkopałem się!" - myśli MinHo.
- E... Ymm.. My tutaj pierwsze dostaliśmy zaproszenie i nie miło byłoby zrezygnować. - uśmiechnął się do mnie niepewnie.
- Chyba Cię gdzieś wcześniej widziałam. Czy ty nie byłeś na pogrzebie mojej babci?
- Tak, byłem.
- Czyli jesteśmy rodziną? - zaśmiałam się lekko - Nie wiedziałam... Nie znałam rodziny z tamtych stron. - uśmiechnęłam się szeroko ukazując biały uśmiech.
- Nie, poszedłem tam, bo moja babcia przyjaźniła się z nią, a ja znałem ją bardzo dobrze. - posłał mi smutny uśmiech.
- Hmm... To dziwne, że nigdy babcia nie opowiadała mi o tobie.
- Może to dlatego, że nasze babcie bardzo rzadko się spotykały? Odkąd wyjechała do Japonii nie miałem okazji widzieć jej więcej niż cztery razy.
- Może masz rację...

Doszliśmy do sali. Otworzyłam szafkę, a on włożył tam instrument i zaczęliśmy iść w stronę mojego domu.

- A czy ty przypadkiem nie powinieneś iść do kolegów z zespołu?
- Ja? Przecież jestem dorosły. - zaśmiał się.
- No tak, przepraszam. - uśmiechnęłam się tłumiąc w sobie śmiech.
- Od jak dawna grasz na harfie?
- Od trzeciego roku życia coś tam brzdąkałam, bo zainteresowało mnie to jak babcia grała. Z tego co babcia mówiła to moja mama też grała.
- To ty nie masz... - wiedziałam o co chce zapytać.
- Nie, straciłam ją jak miałam dwa lata... - uśmiechnęłam się smutno.
- Przykro mi... - spuścił głowę.
- Ależ czemu? Przecież to nie dotyczy ciebie... - podniosłam jego głowę i uśmiechnęłam się - To jak, opowiesz mi coś o sobie?
- No więc tak, mam na imię Choi. - zaśmiał się.
- To już wiem - uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie lubię o sobie opowiadać... - skrzywił się - Ale za to jestem dobrym słuchaczem! - momentalnie rozweselał.
- Ale obiecaj, że jak powiem dziesięć zdań o sobie to ty także to zrobisz...
- Obiecuję - przyłożył dłoń do lewej piersi.
- Tak więc - pochodzę z Ota. Wychowuję się z ojcem, którego obchodzi tylko praca. Uwielbiam rysować i według mojej babci mam do tego talent. Umiem cztery języki - japoński, koreański, chiński i japoński. Uwielbiam żółte tulipany, czekoladę i mleko bananowe.
Przerwał mi śmiejąc się.
- O co ci chodzi? To aż takie śmieszne? - uśmiechnęłam się.
- Nie, tylko TaeMin też je uwielbia.
- Ale co?
- Mleko bananowe - zaśmiał się.
- Hmm.. Co by tu jeszcze dodać? Mam brązowe włosy przez część rodziny z Polski.
Jego oczy stały się bardzo szerokie.
- Czyli to Twoje naturalne włosy? - uśmiechną się i dotkną ich - Są śliczne...
- Wolałabym, gdyby były czarne...
- Nie wiesz ile dziewczyn o takich włosach marzy, a ty narzekasz. Nie doceniasz tego co masz...
W tej chwili przyznałam mu rację.
- Szybko się zakochuję.
Widziałam, że się uśmiechnął, ale nie wiedziałam jaki jest tego powód.
- Możesz do mnie mówić Kimiki lub Minzy. Nie umiem śpiewać i tańczyć. Wkurza mnie pewna Noona.
- Jak ma na imię ta Noona? Może ją znam? - zaczął się denerwować.
- Spokojnie, już minęło dziesięć zdań. - uśmiechnęłam się szeroko.
Złapał się za głowę.
- Teraz twoja kolej, oppa! - znów moje kąciki ust uniosły się w górę.
- Możemy to pominąć?
- Obiecałeś... - zrobiłam obrażoną minę.
- Ohh... Dobrze! Pochodzę z Incheon - rodzinnego miasteczka Twojej babci. Uwielbiam grać koszykówkę, siatkówkę i piłkę nożną.
- To tak jak ja. Tyle, że lubię tylko oglądać piłkę nożną. - uśmiechnął się.
- Jestem przewodzącym raperem w zespole SHINee. Miałem trudne dzieciństwo, lecz pieniędzy mi nie brakowało. Jestem trzy lata starszy od ciebie. Mój najlepszy przyjaciel to TaeMin. Uwielbiam rywalizację. Jestem podstępny, zazwyczaj miły. Lubię zawierać nowe znajomości. A ostatnie zdanie powiem ci kiedy indziej.
- Oppa!
- Kiedyś tak czy inaczej ci to powiem, poza tym, poznamy się lepiej, to będziesz wiedziała o mnie więcej.
- Masz rację... - uśmiechnęłam się - może wpadniesz na chwilę?
- Może pójdziemy na spacer?
- Dobrze, tylko się przebiorę. Więc?
- I tak idziemy do ciebie?
- Tak. - posłałam mu wielki uśmiech.

Już byliśmy blisko domu. Weszliśmy do środka. On usiadł w moim pokoju, a ja poszłam się przebrać. Już wyszliśmy. Chciał, byśmy poszli do parku.



Szliśmy powoli. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. To, co mówiliśmy, wychodziło z naszych ust "na luzie". Jakbyśmy znali się dobre kilka lat. Śmialiśmy się, ale musiałam jedno pytanie zadać, które męczyło mnie od początku spaceru.

- MinHo, czy ty grałeś w dramie "For You in Full Boss Blossom"?
- Chodzi ci o "To The Beautiful You"?
Kiwnęłam głową na znak "tak".
- Owszem, grałem.
Wspomniałam teraz swoje słowa :
"Nazywa się 'To The Beautiful You'. Z jakimś tam MinHo z SHINee, a ja nawet go nie znam, choć byli w moim mieście dwa razy" , na które wybuchł śmiech na moich ustach.
- Coś nie tak? - uśmiechnął się zadziornie
- Nic, przypomniało mi się coś.
Uśmiechnął się.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.
- Słucham...
- Tam była taka dziewczyna, która ścięła włosy i udawała chłopaka, prawda?
- Tak, to Sulli z f(x).
- No więc pod koniec drugiego odcinka ty tą Sulli...
- Nie, nie pocałowałem jej. To wszystko jest udawane.
- Na pewno się jakoś tam zbliżyliście. Na panie, taka bliskość... Przytulanie, całowanie i tym podobne. Pewnie coś pomiędzy wami zaiskrzyło...
- Nie, przynajmniej ja nic do niej nie czuję. Grałem w wielu dramach i praktycznie w każdej była scena jakiegoś tam zbliżenia. Już się do tego przyzwyczaiłem.
- Czyli pocałunki traktujesz jako "przyzwyczajenie" i "normalkę"?
- Na planie to tak.
- A co w życiu prywatnym?
- Do czego zmierzasz?
- Do niczego, po prostu pytam.
- W życiu prywatnym nie. Każdy pocałunek jest inny.
- Skąd to wiesz?
- Bo się całowałem...
- Ajj... Nie wiedziałam...
- A ty?
- Ja... Ja nie miałam jeszcze chłopaka...
- Jak to? Ty? Wow!
- Ej, czuję się dziwnie, proszę, zmieńmy temat..
- Dobrze, ale ty go zaczęłaś - wyszczerzył się.

Spędziliśmy potem razem jakieś trzy godziny. Byliśmy w lodziarni i zamówiliśmy sobie puchary lodów z bitą śmietaną i sosem czekoladowym. Tyle, że żarłok Min zjadł cały, a ja dojadłam pół i już nie mogłam. Ale wepchałam w siebie jeszcze trochę i resztę dałam MinHo. Wyjadł wszystko. Ale on dużo je! Potem wymieniliśmy się numerami telefonów i odprowadził mnie do domu. Była 18:00.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku, wzięłam laptopa, mp4 i kabel. Zaczęłam przesłuchiwać piosenki SHINee. I dziwne, że ich wcześniej nie zauważyłam. Zaczęłam od :

~ Sherlock ~
~ Lucifer ~
~ Ring Ding Dong ~
~ Replay ~
~ Juliette ~
~ Obsession ~
~ Hit Me ~
~ Amigo ~
~ Love Like Oxygen ~
~ Forever or Never ~
~ A-yo ~
~ Always Love ~
~ Alarm Clock ~

I inne. Wszystkie ściągnęłam po kolei. Są piękne, teksty wzruszające. Ale co mnie rozbawiło jak ściągnęłam te, które najbardziej mi się podobały. To to, że w nich wyszukiwałam głosu MinHo.
Był inny niż reszty. Rzadko delikatny. Raczej męski. Śpiewał o miłości, jakby doświadczył jej kilka razy w życiu. To słodkie. On podchodzi do tego co robi w życiu z pasją.
Zaczęłam o nich czytać. Zwłaszcza o MinHo.

Imię i nazwisko: Choi Minho
Imię sceniczne: Minho
Data ur.: 9 grudzień 1991r.
Wzrost: 181cm.
*Jest głównym raperem w zespole. Chciał zostać koszykarzem, ale jednak jest wokalistą. Z powodu swojego wzrostu, w dzieciństwie, miał sporo przykrych uwag od rówieśników. Teraz oni mogą mu pozazdrościć tego, co ma. Jest niezwykle romantyczny, co udowodnił w "Shinee's YunHaNam". Odszedł od dziewczyny na jakieś 20 min. i zostawił ją samą w restauracji. Ta nieświadoma niespodzianki płakała i myślała, że ją zostawił. On jednak pobiegł do samochodu podpisać książkę i do ciastkarni kupić ciastka. Kiedy zastał ją płaczącą przeprosił ją bardzo i dał jej książkę. Potem kelner przyszedł z ciastkami, a ona się popłakała ze szczęścia. Przytulił ją i się uśmiechną!


WoW! Czytam to po kilka razy. "Jest niezwykle romantyczny", "Pobiegł do samochodu podpisać książkę i do ciastkarni kupić ciastka", "Zastał ją płaczącą, przeprosił ją bardzo i dał jej książkę", "Przytulił ją i się uśmiechną".
Jestem pod wrażeniem.
Zaczęłam czytać wywiady i jeden z nich mnie zaciekawił :

UWAGA, UWAGA.! SHINee odpowiada na pytanie : 
"Jaki macie idealny typ kobiety?"!!!

Taemin: Miła, o czułym sercu i potrafiąca uczyć się od innych.

Minho: Niewinna o ślicznym uśmiechu.

Key: Znająca się na modzie i mądra.

Jonghyun: Kobieta, która potrafi o siebie zadbać, a swoim urokiem osobitym, błyszczy w każdej sytuacji.

Onew: Aktywna, ale nie gadatliwa. Także zaradna, ponieważ jestem niezdecydowany w podejmowaniu decyzji. (śmiech).

"Niewinna o ślicznym uśmiechu" - czy to właśnie mnie sobie upodobał?

Po pokoju zaczął rozbrzmiewać głos SMS'a z mojej komórki...

W najbliższym czasie jadę do kuzynki, do Opola. Chyba w piątek. Nie wiem na ile. Ale warto zobaczyć kiedy dodam, bo może kuzynka mi pomoże ^.^
Jeśli zdążę w jeden dzień, następny wyjdzie jutro.

Mam nadzieję, że się podobał. Starałam się przez 2 godziny ; D

~ Dziękuję ~

~ 17 obserwatorów ~
~ 1,931 wyświetleń ~

wtorek, 21 sierpnia 2012

Is Anybody Else There? 5

Rodział 5



Czułam silną rękę spoczywająca na moich ustach. Wyrwałam się i spojrzałam na tą osobę. Był w okularach i czapce z daszkiem.

- Kim jesteś?! Jak śmiesz się tak zachowywać?! - uderzyłam tą osobę w policzek.
W tej chwili mężczyźnie spadły okulary na ziemię.
- M... Mi... Mir?! Jak mogłeś?! Co ty tu robisz?!
- Uwierz, to nie tak, jak myślisz, ja...
Zza jego pleców usłyszałam żeński głos.
Kochanie, chodźmy już... Jest deszcz, a ty? Przecież tu nie będziemy stać...
Zdziwiłam się gdy owa dziewczyna wyszła zza pleców gwiazdora.
To była dziewczyna, która żegnała moją babcię, ta, która płakała - teraz była uśmiechnięta, roześmiana i nie było śladu po łzach.
Podeszła do mnie i zaczęła machać mi wskazującym palcem przed nosem dotykając mnie od czasu do czasu swoim różowym tipsem z jakimiś kryształkami. Zaczęła mówić z bardzo poważną miną.
- Ej.. Ty! Nie wiem jak się nazywasz, ale to mnie nie obchodzi, bo śmieci się nie nazywa - uśmiechnęła się sarkastycznie, popatrzyła na zdezorientowanego Mir'a i wróciła do przemówienia - masz nic nie mówić paparazzi o tym, co tu usłyszałaś i zobaczyłaś, bo będzie cię to dużo kosztować, zrozumiałaś?! - teraz odwróciła się do Mir'a i zaczęła mówić - Choć kochanie, idziemy stąd!

Zaczęłam biec. Sama nie wiem dokąd. Przecież nie znałam tego miasta. Przecież nie wiedziałam co gdzie jest. Biegłam szybko.
W uszach słyszałam słowa.
"Spokojnie, nie poddawaj się. To mały dystans."
Pobiegłam do najbliższego sklepu po wodę i schowałam ją do plecaczka. Założyłam go na plecy i zaczęłam biegać. Był deszcz. Praktycznie nikogo nie było na dworze, a ja? Biegałam. Za cztery godziny miałam samolot. Ale po prostu biegałam. Nagle się o coś potknęłam. Wpadłam w ręce jakiegoś mężczyzny. Był dość przystojny, wyższy ode mnie i patrzył na mnie jak na jakąś wariatkę. poczułam dyskomfort, ukłoniłam się i wróciłam do swojego zajęcia.
30 minut przed balem.



Byłam już gotowa. Miałam zostać podwieziona na bal przez tatę. Nic z tego! Plany się nieco zmieniły.
Dobra! Wszystko się zmieniło.

Wyszłam przed dom. Co się okazało, tata umówił mnie z Lee JiWoo. Wsiadłam na jego motor i pojechaliśmy. Trzymałam się jego lekko. Nie chciałam się do niego przystawiać, bo przecież ta "jego noona" chyba by mnie zabiła... Nie znam jej osobiście, ale gdzieś ją w szkole widziałam. Jechaliśmy na początku powoli i ostrożnie. Potem zaczął przyspieszać. Zobaczyłam znajomą drogę. Już tylko przejechać ulicę, czyli jakieś dwieście metrów do szkoły. Zaczął hamować i zatrzymał się na poboczu. Stała tam blondynka. Powiedział tylko "zsiadaj...", posłuchałam go. Blondynka wsiadła na jego motor i odjechali. Zostawił mnie. To penie ta noona. Jak widać, dla niego jestem mniej warta. Wysadził mnie tak blisko szkoły i oczywiście wziął inną dziewczynę, jakby nie mogła pójść sama tej drogi. Teraz na pewno się spóźnię.
Nie chciałam biec by się nie spocić, no to szybko szłam. I doszłam. Dziesięć minut po rozpoczęciu balu. Zostałam czule przywitana przez Becky. Wyglądała ślicznie. Z resztą, poznałam kika nowych dziewczyn.

Chyba jako jedyna się tak odstawiłam...

Becky :


Wygląda trochę jak mała dziewczynka w tych bucikach, ale ona tak się ubiera... Można zauważyć, ma opaskę z rogami na głowie ^.^

Nana :


Kok jej się rozwalił. Przeze mnie. Tarmoszenie za włosy... ONA ZACZĘŁA! :D Jej sukienka jest śliczna, ale po co ubierała te czarne rajstopki. Nie będzie jej za gorąco?

Myah :


Ogólnie, wszystko jest świetne. ; )

Ale to nie koniec. Nie obyło się bez tego, bym zobaczyła JiWoo i tą blondi. Jak wsiadała na jego motor miała na sobie rurki i normalną bluzę. A teraz?

Jest śliczna. Zazdroszczę jej wyglądu. Lecz zawsze uważałam, że ludzie, którzy farbują włosy na blond nie chcą mieć jasnych włosów. Oni chcą, by społeczeństwo ich zaakceptowało... Przynajmniej tak jest w Japonii i z tego co wiem w Korei...
No i co z tego?! Ale ona jest śliczna!!!
Mam ochotę zapaść się pod ziemię i się stamtąd nie ruszyć...
Ruszyłam w stronę sali. Coś zaczęło dziać się z komputerem, z którego leciała muzyka. Podbiegłam szybko do reszty uczniów zarządzających w samorządzie.

- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana.
- Zawirusowany komputer... - jedna z uczennic złapała się za głowę.
- I co teraz? To ostatnia dyskoteka szkolna dla trzecich klas! - przewodniczący szkoły zaczął chodzić nerwowo w tył i w przód.
Złapałam za mikrofon i zaczęłam mówić.
"Dyskoteka zostanie przedłużona, ale teraz jest potrzebna przerwa techniczna, która będzie trwać około pół godziny".
Wkurzeni uczniowie wyszli z sali trochę poddenerwowani, a ja postanowiłam podzielić się moim planem z resztą.
"Ej, a może zadzwonię do znanego zespołu w Korei i tu, w Japonii też... Nazywa się MBLAQ czy jakoś tak... Pytali się mnie wcześniej czy mogą przyjechać. Powiedziałam, że skontaktuję się z Wami, ale kompletnie o tym zapomniałam... Zadzwonię do jednego z nich..."
Chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do Mir'a.

- Halo?
- Mir, mam do ciebie sprawę...
- Słucham cię myszko. - zaśmiał się.
- To nie pora na żarty. Mam problem. Komputer wysiadł i nie mamy muzyki. Czy MBLAQ mogłoby przyjechać do naszej szkoły w ciągu dwudziestu minut?
- Niestety, nie możemy, ale zadzwonimy po pewien zespół koreański, który akurat ma trasę koncertową w Japonii i Dziś byli w Ota. Zadzwonię i powinni być za piętnaście, no, góra dwadzieścia minut u was w szkole.
- Dziękuję Mir! Jesteś kocha... Świetny!

Rozłączyłam się, powiedziałam reszcie i się bardzo ucieszyli, podziękowali.
Byłam z wszystkich najmłodsza, najniższa... Tylko ja kończyłam drugą klasę i przyszłam na bal...
Czekaliśmy bite piętnaście minut i przyszli. Do sali weszło pięciu chłopców.
Rzucili w naszym kierunku "Ohayo".
Uśmiechnęłam się i zaczęłam po koreańsku rozmowę.

- Cześć. Miło was witać w naszym liceum plastycznym. Cieszymy się, że przybyliście.
- Mówisz po koreańsku? - spytał z wyglądu najmłodszy.
- To ja was mogę spytać o japoński... - uśmiechnęłam się.

*** Narracja MinHo ***

Wyglądała inaczej niż wszystkie dziewczyny jakie znam. Jest z wyglądu inna. Nie, to nie chodzi o  pochodzenie. Ona zachowuje się inaczej, wygląda inaczej i ma taki niezwykły uśmiech. Jej widok, choć jej nie znam powoduje u mnie lekkie zdenerwowanie... W tej kremowej sukience wygląda jak zagubiona księżniczka, która jest zraniona i szuka księcia, który ją obroni przed złem świata...

*** Powrót do narracji Hany ***

Najwyższy stał nieruchomo, przyglądał mi się dziwnie, obserwował ze świeczkami w oczach.
Popatrzyłam na sukienkę.
Na włosy.
I kolejno, nad tym, nad czym pracowałam około dwóch godzin.

- Czy coś ze mną źle?
- Nie, wszystko dobrze. - powiedział najniższy
- Czy coś się stało? Dziś, wczoraj... W najbliższym terminie co odbiło ci się na psychice? - zapytał najwyższy
Zszokowało mnie to pytanie, bo skąd mógł wiedzieć.
Podszedł do mnie bliżej. Przyjrzałam się jego twarzy.

- Tak, dziś pochowałam moją babcię.
Stał chwilę zszokowany.
- Ja gdzieś cię widziałam...
- Skończmy ten temat. Nazywam się Choi MinHo.
- Miło mi. Hana Raito Kaze - posłałam delikatny uśmiech.
- To jest Onew, JongHyun, TaeMin i Key - przedstawiał ich pokazując na każdego po kolei palcem, a oni się kłaniali i mówili "annyong".

Potem minęło te dziesięć minut. Już wszyscy z ekipy samorządowej znali gwiazdorów osobiście.
Wszyscy bawili się świetnie na koncercie tej zespołu "SHINee".

Po koncercie.

JiWoo podszedł do mnie i zaczął coś mówić. Nie słuchałam go. Nic mnie nie obchodziło. Nie patrzyłam na nic. W końcu coś minęło między jego strunami gardłowymi i usłyszałam to.

- To jak, mogę cię odwieść?
- Nie.
- Dlaczego mam dwa powody.
- Jakie?
- 1. Pewnie mnie wyrzucisz znów ze swojego motoru, bo zobaczysz tą swoją noonę i zapomnisz o mnie. - zaczęłam wąchać coś w powietrzu i poczułam zapach, przez który zginął mój dziadek - 2. Jesteś po alkoholu.
Odbiegłam od niego i wyszłam ze szkoły.
Poszłam w swoją stronę do domu.

Zakończenie roku.

Ubrałam się dość skromnie : biała sukienka i białe szpilki. Rozpuściłam włosy i wybrałam się do szkoły.

Mam wystąpić. Denerwuję się trochę. Mam zagrać przed całą szkołą.
Usiadłam na krześle, wzięłam swoją harfę i zaczęłam grać dość przykrą melodię.
"Anne Vanschothors - Holandia".
Do tego utworzyłam swoje własne słowa i śpiewałam o świecie marzeń, że tak ciężko go dotknąć, lecz każdy z nas próbuje, bo nadzieja powinna nam zawsze towarzyszyć przez całe życie.
Nauczyciele płakali. Uczniowie klas najstarszych pewnie płakali, ale nie z powodu pieśni tylko ostatniego roku w naszej szkole.
To już koniec.
Wszystko się kiedyś zaczyna i kończy, czyż nie?

*** Narracja MinHo ***

Nie myliłem się co do niej. Jest inna, niezwykła i niepowtarzalna. Kiedy gra na tym instrumencie dotykając palcami strun nie tylko rozbrzmiewa się harfa, lecz i moje serce. Wygląda jak anioł. Lecz gdy zabraknie jej tych skrzydeł, zrobię wszystko, by oddać jej swoje.

***

Egh... Długi rozdział za mną. Wprowadzenie do SHINee. Jak na razie SHINee odsunę gdzieś na bok i zajmę się nowymi przygodami Hany z nową postacią.


Mam nadzieję, że rozdział się podobał i ocenicie go w komentarzach.
Dziś nie stawiam limitu, będę pisać dla tych, którzy czytają.
^.^


Nie wiecie jaka jestem zadowolona! Na moim blogu zawitaliście już 1,837 razy, moich wiernych obserwatorów mam 16. Dziękuję także za 6 komentarzy pod poprzednim postem. : )
Nie wiecie jakie to dla mnie ważne ... -.^

niedziela, 19 sierpnia 2012

"Is Anybody Else There?" 4

Pisałam przy piosenkach.

~ SHINee ~  Hit Me, Obsession, Replay.
~ Exo-K ~ Mama.
~ BigBang ~ Monster
 ~ G-Dragon ~ She's Gone
~ Sia ~ Breathe Me

*Ostatnią włączcie przy pogrzebie i po zdarzeniu po pogrzebie - przeczytacie - zrozumiecie...

Rozdział 4




Podeszłam do okna. Otworzyłam je bardzo szeroko. Zachodziło słońce. Patrzyłam w nie. Chłopiency głos trochę mnie przestraszył.

- Hana! Hana! Mogę wejść?
Nie dowierzałam własnym oczom... To, to, to... To MIR!!!
- Mir? Ale co ty tu robisz?
- Mogę wejść?
- Oknem?
Uśmiechną się szeroko i skiną głową na znak przytwierdzenia moich przypuszczeń.
Otworzyłam szerzej okno i w słodkich, pofalowanych, trochę rozburzonych włosach z kucykiem wszedł do mojego pokoju.
Gdyby uprzedzono mnie, że ktokolwiek wpadnie dziś do mnie ogarnęłabym pokój.
Nie!
Bo Mir należy do klubu "Lubimy wpadać bez zapowiedzi"... Zdjął buty i wyłożył się na moim łóżku. Dość śmiesznie to wyglądało, bo ledwo co się na nim zmieścił.

- To po co przyszedłeś?
- Ty organizujesz tą dyskotekę, tak?
- No jakby.
- Czy mógłbym przyprowadzić ze sobą MBLAQ?
- Ale ty nie jesteś uczniem tej szkoły...
- A ty nie wiedziałaś, że trzy szkoły mają razem dyskotekę?
 AAAAA!!! TRZY SZKOŁY?!?!?!
- Nie, nie wiedziałam. A co do MBLAQ muszę to uzgodnić z całym samorządem.
- Yhm...
- A co to za zespół?
- OMG!!! - złapał się za głowę - Przecież to bardzo sławny zespół koreański.
- Nie znam ich. Jedyna muzyka koreańska to G-Dragon.
- Następna fanka, która ma na jego punkcie fioła - zaśmiał się i rzucił mnie poduszką.
- Ejj! - udawałam obrażoną i rzuciłam w niego z tą samą siłą.

Potem gadaliśmy normalnie. Musiał iść na jakąś tam próbę.
Ale nie rozumiem - po co jest w Japonii i próbuje się wepchać na imprezę szkolną?

Za tydzień pogrzeb babci.

Dwa dni później.

Wszystko załatwione, tylko w ten sam dzień dyskoteka... Najwyżej zorganizuję to tak, by pogrzeb był bardzo rano (7:00 - 8:00), a w nocy (20:00) rozpocznie się dyskoteka. Z samolotem raczej bym zdążyła...
Tydzień później.

Jest 03:00. Samolot do Korei, do Incheon wylatuje o 07:00. Ale zanim ja dojadę na lotnisko minie 50 min. Później odprawa, a wszystko zamykają 30 minut przed lotem. Czyli 1 godzina i 50 minut na lotniskowe sprawy. Czyli o 05:10 muszę wyjechać. A zanim ja się zbiorę. Z resztą, dopiero co wstaję.
W kapciach idę do kuchni. Jak zwykle... MiGyu - nasza gosposia - przygotowała mi śniadanie. Leżało już gotowe. Walizka leżała w przedpokoju. Jedzenie wielkiego śniadania "żebym nie zgłodniała" zajęło mi dziesięć minut. Potem do łazienki. Ogarnięcie twarzy. Zęby. Kolejne dziesięć minut. Poszłam do sypialni. Miałam tam przygotowane ciuchy. Ubrałam je - pięć minut. Już 03:25. Pędzę do łazienki. Uczesanie się - taa... Prostowanie włosów, czesanie ich, układanie, wpinanie kwiatka itp - trzydzieści minut. Makijaż - trzydzieści minut. Była 04:25. Zadzwonił tata z pracy. Mówił, że nie przyjdzie, usprawiedliwiał się... blah, blah, blah! Nie słuchałam go...  Popatrzyłam na licznik po rozmowie - 23.56. Uwierzysz? Tyle gadał, ze nie będzie na pogrzebie babci, bo praca i takie tam... Była 04:49. Zajrzałam do pokoju taty, by znaleźć jakieś tam papiery na pogrzeb, mój bilet, paszport i odprawę. Kolejne dziesięć minut. Było około 05:00. Wzięłam walizkę i szłam w stronę umówionego miejsca - przystanku autobusowego. Miałam jechać taksówką. Dotarłam na czas i jechaliśmy.

Lot.

Usiadła koło mnie dziewczyna, wyglądała nieziemsko. Miała śliczne, długie, kręcone, czarne włosy. Takie duże oczy. Była pięknie ubrana. Z torby wypadło jej zdjęcie .


Dziewczyna zaczęła płakać.

- Coś się stało?
- Ta dziewczyna - wskazała na zdjęcie palcem - to moja siostra. Mój chłopak się w niej zakochał dowiedziałam się, że są razem. Uciekłam z domu.
- Ale to nie powód...
- Owszem! Wielki! Byliśmy zaręczeni, a ja jestem w ciąży...
- Ojj... Tak, faktycznie...
Wzięłam od niej zdjęcie i zaczęłam krzyczeć po japońsku :
"Doźś dte?! Hi kiotko danero, sorea atneta kiotko da rys!"
I podarłam zdjęcie. Uśmiechnęła się przez łzy i przytuliła mnie.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym...

Na miejscu. Na cmentarzu - chwila kiedy odmawiamy modlitwę za babcię.

To nie była miła chwila. Płakałam. Było tam dużo osób, których nie znałam. Klęknęłam i zaczęłam się modlić. Płacz nic nie pomógł. Tusz się rozmazał. Wyglądał okropnie. Potem poszliśmy ją pochować. Szliśmy wolno. Szłam w czarnej sukience w białe grochy wolno, jakbym bała się iść dalej. Kończę rok szkolny, tak dziś. Jak go zakończę po pogrzebie? Przecież nie mogłabym się bezczelnie bawić. Mam wybór? Skoro tatuś sobie coś takiego wymyślił to po co mnie w to wciąga? Też chce, żeby jego córkę nie obchodziła rodzina tylko praca? Najwidoczniej tak.

Miejsce podobne do labiryntu niedaleko cmentarza.

Szłam dość wolno. już nie obchodził mnie wygląd. Włosy całe potargane, wiatr uwielbiał je ciągnąć w różne strony ciągnąc je po twarzy gdy tylko ją spotkał. Perfekcyjnie wyprostowane włosy zmieniły się w burzę loków przez małe pstryknięcie palcem... Blada twarz, wyglądała jakby była poobijana. "Worki" pod oczami, rumiane policzki. Usta wyglądające jak uschnięta róża. Tusz rozlewał pod oczami czarne smugi. Tak, to ja... Szłam przez to miejsce, gdzie kiedyś będąc młoda, babcia ganiała z koleżankami. "Łzy Ci w niczym nie pomogą. Chciałabym, byś się uśmiechała, była szczęśliwa... Kiedyś się spotkamy, prawda?" - te słowa krążyły mi po myślach, jakby wydrążyły na zawsze bliznę, taki wielki ślad istnienia osoby, która jak się smuciłam, była przy mnie. Jak moja twarz się uśmiechała, była przy mnie. Ją jedyną obchodziły moje losy.
Odeszła, zostawiła mnie samą.
Szłam powoli. Nie przejmowałam się tym, że słyszałam jak zbliża się burza, że trawa przypomina mi dni z dzieciństwa spędzone z babcią, która ganiała i grała ze mną w piłkę. Która od początku mówiła "Ty na pewno będziesz mieć talent do rysowania..." - i kto by pomyślał, że ma rację, że wie... Ona zawsze wiedziała. Rozumiałyśmy się bez słów. Jak stworzone i narodzone w jednym czasie. Dlaczego? Nie wiem... Pytaj tego, kto zapragną jej w tej chwili i zostawił mnie samą...

***

Szłam tak dłuższą chwilę. Stanęłam, odruchowo. Nie wiem dokładnie dlaczego. Usłyszałam kroki. Jakby stopy szły coraz szybciej. Zaczęłam biec. Słyszałam szybsze ruchy trawy. Ta postać biegła. Zatrzymałam się znów na zakręcie do wyjścia. Już nie słyszałam niczego. Niczego poza cichym oddechem przy moim uchu. Poczułam rękę tłumiącą mój krzyk na moich ustach i mocne szarpnięcie w tył...

Mam nadzieję, że się podoba... Myślę nad tym, żeby nie wprowadzić takich pięciu przystojnych Azjatów w 6 rozdziale czy poczekać jeszcze?
Pomożecie w dylemacie?
 (chyba wiecie o kogo chodzi :D)



(Przepraszam musiałam to dodać :D, dla Miry!)

(^.^)

Dziękuję za 1,637 wyświetleń bloga, 16 obserwatorom, 8 czytelnikom i za 5 komentarzy pod poprzednim postem.

*Myślę, że ten rozdzialik się udał także postawię limit - 6 komentarzy. Do momenty wprowadzenia SHINee - nie więcej.

Ostatnio z Mirą gadałyśmy na temat Tae. I śpiewałyśmy Replay. Początek refrenu "Noona Neomu Yeppo". Zmień na słowa "Taemin, You're so pretty". Idealnie pasuje xD

* Zapraszam do zobaczenia nowej zakładki "Postacie" *