Rozdział 2
- Dzieńdobry. Czy dodzwoniłem się do Pani Hany Raito Kaze?
- Tak, to ja... Kto mówi?
- Dzwonię ze szpitala YougHwo Park. Jestem lekarzem.
- W jakiej sprawie Pan dzwoni? - w tej chwili spodziewałam się najgorszego.
- Pani babcia zasłabła i została przewieziona do tego szpitala.
- Dobrze, zaraz tam będę... - telepiącą ręką rozłączyłam się.
Nie wiedziałam gdzie jest szpital, ale podałam taksówkarzowi nazwę szpitala. Chciałam być tam jak najszybciej. Każde zasłabnięcie, duszności babci mogły spowodować jej śmierć.
***
Byłam już w szpitalu. Wchodząc zauważyłam okienko, w którym można było się zapytać o takie rzeczy. Leżała na 8 piętrze, pokój numer 868. Wsiadłam do windy i jechałam. Strasznie wolno działała. Pierwsze piętro... Drugie... Co? Winda się zatrzymuje. początkowo miałam wrażenie, jakby się zaklinowała i stanęła w miejscu. Ale nie, ktoś do niej wchodzi. Tym człowiekiem był Lee JiWoo. Dobra, nic... Odwróciłam się w przeciwną stronę. Ale moją czerwoną twarz było widać na każdym piętrze. Śmiał się w duchu, co było widać na jego twarzy. Ale ze mnie wstydek... Postanowiłam zagadać, żeby rozluźnić atmosferę. Nie, no nie zrobię tego. Lee widząc mój niepewny wyraz twarzy zaczął gadać. Trzecie piętro... Ale to wolno idzie!!!
- Hana, o co chcesz zapytać?
- J.. Ja? O .. ni.. nic...
- Hana, czy ty chcesz zapytać o to, po co jestem w tej windzie?
- E.. Em... Skąd wiedzi..wiedziałeś?
- Łatwo czytać ci w myślach... - uśmiechnął się zaczepnie - jestem tu, bo mój tata leży w śpiączce od 2 lat... - posmutniał
- Przykro mi...
- A ty? - usmiechnął się znów.
Chyba czas się odwrócić w jego stronę...
- Moja babcia... Zadzwonili do mnie, że zasłabła.
- To też przykre.
- Tak...
Później nie odzywaliśmy się do siebie przez kolejne długie minuty. Wysiadłam na ósmym piętrze. Szybko pobiegłam na sam koniec długiego korytarza. Skręciłam w prawo i tam właśnie babcia leżała.
- Babciu... Nic ci nie jest?
Podeszła do mnie pielęgniarka.
- Przykro mi, ale...
- Czy ona nie żyje?
- Jest pod respiratorem... Ale za dwie godziny zostanie odłączony...
- Że jak?! Nie! Nie możecie!!!
- Musimy, ale zostawiła coś dla ciebie... - podała mi dwie koperty, brulion z harfą na przodzie i sukienkę.
Otworzyłam jeden z listów :
"Kochana Wnuczusiu
Tak bardzo chciałabym być przy Tobie, lecz na mnie już przyszedł czas. Nie płacz, to bez sensu. Łzy Ci w niczym nie pomogą. Chciałabym, byś się uśmiechała, była szczęśliwa... Kiedyś się spotkamy, prawda? Nie martw się, tam będzie mi lepiej, przecież tam nie zaznam już cierpienia i bólu... Bądź rozważna i odpowiedzialna, każdą decyzję w życiu przemyśl dokładnie. Pokochaj kogoś, kto będzie wyjątkowy, inny i niesamowity. Tego, na którego widok masz motylki w brzuchu, jąkasz się, boisz, że jesteś nieodpowiednia. Nie daj sobą manipulować, znasz przecież swoją wielką wartość. Myśl o mamie, pamiętaj o mnie... mam nadzieję, że będziesz wspominała nasze wspólne chwile, to co razem przeżyłyśmy... Mam jednak do Ciebie prośbę... Czy mogłabyś mnie pochować w moim rodzinnym mieście - Incheon.
~ Twoja babcia - WooHye"
Tak, płaczę. Siedzę przy niej i czytam list pożegnalny. Pisze : "Chciałabym, byś się uśmiechała, była szczęśliwa...". Mam to traktować jakby nic nigdy się nie stało?! Nie, nie mogę, nie potrafię. Zajmowała się mną, widziałam ją codziennie...
Wzięłam zeszyt z harfą. Otworzyłam go delikatnie. Były tam zapisane nuty do harfy, do tej melodii, której nigdy nie umiałam zagrać... Tą, którą uwielbiałam. Często jak byłam mała babcia grała mi ją.
Wzięłam sukienkę. Była koloru kremowego. Mój ulubiony.
Do tego była przyczepiona mała karteczka "Mam nadzieję, że ci się spodoba..."
Spakowałam ją do torebki. Jeszcze jeden list był.
A w nim?
3.000.000 won (3.000 $)
Schowałam to szybko. Nie wiedziałam skąd miała tyle pieniędzy, ale po prostu je wzięłam.
Wróciłam do domu załamana. Tata tylko mnie przytulił. Nie był w szpitalu... Dlaczego? Bo zawsze dla niego praca była ważniejsza od rodziny...
Odepchnęłam go i wróciłam do swojego pokoju. Zamknęłam się na klucz. Po jakiś trzech godzinach ciągłego płakania zadzwonił do mnie telefon.
- Hana, słyszałem co się stało. Chciałabyś wyjść gdzieś ze mną, na przykład do kawiarni...
- Hmm... Moglibyśmy się spotkać za trzydzieści minut, bo muszę się trochę ogarnąć.
- Dobrze, przyjdę po ciebie.
- Ty wiesz gdzie mieszkam? - zapytałam zdezorietowana.
- Tak... To za pół godziny.
Rozłączył się.
Wyszłam z pokoju.
- Wychodzisz gdzieś?
- Tak, na miasto. Postaram się o tym nie myśleć.
- Idź, to dobrze ci zrobi.
"Gdyby wiedział, że idę z jakimkolwiek chłopakiem nie puściłby mnie na 100%" - pomyślałam.
Reakcji taty na chłopców nigdy nie widziałam, bo chłopaka nie miałam, ale się domyślam...
30 minut później
Zeszłam na dół. Już czekał. Był motorem. Zakładam, że nim jedziemy na miasto.
- To wskakuj, tak będzie szybciej...
- Dobrze...
Usiadłam za nim. Jechaliśmy, a ja trzymając się jego trzymałam dość dużą odległość pomiędzy nami...
- Złap mnie mocniej, bo spadniesz...
Przybliżyłam się lekko. Zjechał na pobocze i złapał mnie za rękę. Przyciągną ją bardzo blisko siebie, to samo zrobił z drugą. I znów ruszył. To wyglądało tak, jakbym go przytulała.
W końcu dojechaliśmy do tej kawiarni. Zamówił lody i usiedliśmy z pucharami lodowymi do stolika. Gadaliśmy o szkole, o takich innych.
W końcu musiałam zapytać.
- Czy to ty byłeś tam wtedy, jak grałam na harfie?
Momentalnie się zaczerwienił.
- Tak...
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Lee, muszę się ciebie o to zapytać...
- Tak?
- Czy.. Czy ja ci się podobam?
- Em.. Ym...
I nic nie odpowiedział. Uśmiechną się tylko i mnie przytulił. Co chwilę zerkał na stolik obok. Zawsze jak osoby siedzące przy tym stoliku się na nas gapiły, on mnie przytulał lub coś w tym stylu.
Przypomniało mi się o czymś..
- Skoro to ty, to mam coś, co zgubiłeś.
Wyjęłam z torebki numerek, który on musi zanieść do sekretariatu i powiedzieć, że to jego zdjęcia. Uśmiechną się.
- Dziękuję.
- A tak w ogóle, jeśli mogę zapytać... Kto jest na tych zdjęciach?
- Yhmmm... Moja noona...
- Aha.
Trochę posmutniałam. Myślałam, że coś do mnie czuje. Taka pierwsza miłość... Nic z tego! Głupi pech! Egh...!
Łzy napływały mi do oczu. To smutne... No ale nic... Udawałam, że zerkam na zegarek. Powiedziałam, że się zasiedziałam i poszłam w swoją stronę. Nawet nie zaproponował, że mnie podwiezie...
Kogoś po drodze spotkałam. był mi znany, ale tylko z telewizji...
Dziękuję Wam wszystkim baaaardzo! :*
Nie wiecie jakie to dla mnie bardzo miłe.
Jestem bardzo dumna z postępów bloga. Jest 1,310 wyświetleń bloga. Także dziękuję 15 obserwatorom i 6 czytelnikom. Dziękuję także za 9 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. On trwa dopiero od 31 lipca. Dziękuję ^.^
Świetne :D Następny rozdział zapowiada się bardzo ciekawie :D Czekam na następny rozdział :3
OdpowiedzUsuńTy zły człowieku !
OdpowiedzUsuńPłacze przez Ciebie ! Ten list był taki smutny i podobny taki jak napisała do mnie prababka tylko bez dopiski, że matka będzie czekać tylko, że ona i dziadek.... T^T
Czekam na c.d <3
Teraz uważam, że to jest świetne <3
A imię Hana kojarzy mi z się z dramą " Drzewo Życia " ^^
Była taka?
UsuńHaha ! Dzięki, mam kolejną lekturkę :D
Jej świetne to jest :) pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńświetne ! Czekam na kolejny rozdział, który bardzo ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńHana Haną, ale to imię nie ty wymyśliłaś. Ja to znalazłam tutaj http://babynamesworld.parentsconnect.com/korean-names.html 26 lub 27 imię. HANA. I zrozum że już tego nie zmienię ponieważ mojego bloga zaobserwowały już 2 osoby a istnieje od wczoraj i napisałam już 1 rozdział i nie będę zmieniać tego tylko dlatego ze ty też masz Hanę. Spytałam się ludzi z 2ne1.com.pl i powiedzieli mi że mam prawo wybrać sobie imię jakie chce bo ty tego nie wymyśliłaś. Jeśli chcesz nie czytaj bloga. A wiesz ile Han jest w opowiadaniach różnych? Nie zmienie, ale czytaczką na tym blogu zostanę.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, też mi sie chciało ryczeć na tym liście :(